Wiadomość przyniesiona przez pasterza Frika rozeszła się szybko po całej wsi. Sędzia Koltz z lunetą w ręku powrócił do domu wraz z Nikiem i Miriotą; Na tarasie pozostał tylko Frik w otoczeniu jakich dwudziestu osób, mężczyzn, kobiet i dzieci, oraz kilku cyganów, niemniej przestraszonych od wieśniaków.
Wszyscy zarzucali Frika pytaniami, a pasterz odpowiadał z tą pewnością człowieka, który istotnie widział coś nadzwyczajnego.
— Tak — powtarzał — dym unosił się ponad zamkiem i tak będzie ciągle, dopóki kamień nie pozostanie na kamieniu.
— Ale kto mógł ogień rozniecić? — spytała jakaś staruszka, pobożnie składając ręce.
— Czort — odpowiedział Frik — to złośliwiec, który potrafi rozniecić ogień, lecz nie potrafi go ugasić.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę zamczyska, usiłując dostrzedz dym, wznoszący się ponad wieżę. Ulegając wpływowi podnieconej wyobraźni, wielu twierdziło, że widzą dym, chociaż w tej chwili wcale go nie było widać.
Wrażenie wywołane tą wiadomością było potężne. Trwoga nieopisana owładnęła wszystkimi umysłami. Jakto, zamek opustoszały był zamieszkany? Ale przez jakie istoty, wielki Boże?
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/42
Ta strona została skorygowana.
— 40 —
ROZDZIAŁ IV.