— Nie ulega wątpliwości — odezwał się Jonasz — że złe wieści obiegające o zamku szkodziłyby bardzo naszej okolicy.
— A teraz będzie jeszcze gorzej! — zawołał nauczyciel.
— Cudzoziemcy rzadko przyjeżdżają — przerwał z westchnieniem wójt Koltz.
— A teraz nie będą przyjeżdżali wcale! — dodał Jonasz również z westchnieniem.
— Wielu mieszkańców chce się już ztąd wynosić — odezwał się jeden z obecnych.
— Ja pierwszy to uczynię — odpowiedział jakiś wieśniak z okolicy — i wyniosę się z pewnością, skoro tylko sprzedam winnice...
— Nie tak łatwo znajdziesz na nie nabywcę, rzekł Jonasz.
Oprócz trwogi, jaką wzbudzało we wszystkich sąsiedztwo zamku, groziło im jeszcze pogorszenie majątkowych interesów. Im mniej będzie podróżnych, tem więcej ucierpi karczmarz, wójt Koltz będzie miał mniejsze dochody od kopytkowego, a rolnikom jeszcze trudniej będzie sprzedawać grunta, i teraz już je sprzedawano za bezcen.
Jeżeli położenie było niewesołe, pomimo, że duchy zamkowo siedziały cicho, cóż to będzie, skoro objawiły swą obecność?
Wreszcie pasterz Frik odezwał się z wahaniem.
— Możeby to trzeba?...
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/47
Ta strona została skorygowana.
— 45 —