— A w jakiż sposób przyrządzają czary? — odparł Frik. — Zapominacie, że do czarów trzeba także ognia.
— Masz słuszność — dodał Hermod stanowczym tonem, który nie dopuszczał żadnego powątpiewania.
Wszyscy się zgodzili na to, że zamek wśród gór zamieszkały był przez duchy, które go obrały sobie za miejsce swoich intryg i knowań potajemnych.
Do tej pory Niko Deck nie brał wcale udziału w rozmowie, słuchał tylko uważnie, co mówili drudzy. Stary zamek ze swymi tajemniczymi murami, starożytnem pochodzeniem i budową, przypominającą czasy feodalne, wzbudzał w nim ciekawość i szacunek zarazem. A chociaż Niko był równie łatwowiernym jak i inni mieszkańcy Werst, nie zbywało mu na odwadze i nieraz już okazywał chęć zwiedzenia ruin.
Wprawdzie wszyscy mu odradzali, ale Niko Deck uporczywie zwykle trzymał się przy raz powziętem postanowieniu.
W tej chwili Niko milczał i nikt nie potwierdził propozycyi wniesionej przez Frika. Któżby przy zdrowych zmysłach chciał iść do zaklętego zamku?... Każdy szukał w głowie wymówki, którąby się mógł wykręcić... Koltz był już za stary na tak uciążliwą wędrówkę, nauczyciel musiał pilnować szkoły, a Jonasz karczmy; obowiązkiem Frika było dozorować trzody, a inni
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/50
Ta strona została skorygowana.
— 48 —