— Ja.. my wszyscy... tyle, ile będziesz chciał, odezwało sie kilkanaście głosów.
Lecz pomimo zapewnień doktór był takim samym tchórzem, jak wszyscy mieszkańcy Werst. Ale udając do tej pory mądrzejszego od innych, wyśmiewając się z legend i podań, był teraz w kłopocie, jak odmówić przysługi, której od niego żądano. Pomimo sowitego wynagrodzenia, nie chciał iść do zamku. Starał się więc przekonać zgromadzonych, że wycieczka jego nie przyniosłaby żadnej korzyści, i że mieszkańcy wioski naraziliby się na śmieszność, wysyłając go do opuszczonych ruin. Opór jego wywołał długą rozprawę.
— Zdaje mi się doktorze, że nie narazisz się na żadne niebezpieczeństwo, gdyż nie wierzysz w duchy, zaczął nauczyciel Hermod.
— Nie, nie wierzę w duchy.
— A więc jeśli w zamku nie przebywają duchy, tylko ludzie, to poznasz się z nimi.
Dowodzenie nauczyciela nie było pozbawione logiki, i trudno było coś na to odpowiedzieć.
— Pod tym względem zgadzam się z tobą, Hermodzie! rzekł Patak. Ale jeśli mnie tam zatrzymają w zamczysku...
— To tylko będzie dowód, że przyjęli cię gościnnie, odezwał się Jonasz.
— Bez wątpienia; jednakże gdyby się moja nieobecność przedłużała, a ktoś potrzebował mojej pomocy w wiosce?...
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/55
Ta strona została skorygowana.
— 53 —