trwać będzie w zamiarze udania się do zamku wśród gór.
A jednak leśniczy wybierał się tam, nie będąc do tego zmuszonym. I w istocie, chociaż wójt Koltz mógłby odnieść korzyść z wyjaśnienia tajemnicy, odnoszącej się do zamku, chociaż mieszkańcy wioski pragnęli dowiedzieć się, co się tam działo, wszyscy chcieli skłonić Nika, aby zaniechał dotrzymania danego słowa.
Miriota błagała brata ze łzami, aby się nie narażał. Groziło mu niebezpieczeństwo, zanim jeszcze się dał słyszeć ów głos tajemniczy, a po tem ostrzeżeniu iść do zamku było po prostu szaleństwem. Jak można było w ten sposób narażać swoje życie?...
Ale ani błagania przyjaciół, ani prośby Mirioty nie zdołały zachwiać postanowieniem Nika. Rzeczywiście nie zdziwiło to nikogo, gdyż wszyscy znali jego niezłomny charakter, wytrwałość, a nawet upór: Powiedział, że pójdzie do zamku, i nic go już nie zdoła odwrócić od tego zamiaru; nawet groźba, zwrócona wprost do niego. Tak, pójdzie do zamczyska, choćby miał nigdy już stamtąd nie wrócić!
Gdy nadeszła chwila odejścia, Miriota przeżegnała Nika, łącząc wielki, mały i środkowy palec, co podług zwyczajów rumuńskich jest hołdem oddanym Trójcy Świętej.
Doktór Patak napróżno usiłował się wykręcić od towarzyszenia Nikowi. Mówił, co tylko mógł
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
— 58 —