— A jeżeli nie będzie żadnej przeszkody?...
— Prześpimy się w komnacie zamkowej.
— W komnacie zamkowej! — zawołał doktór Patak. — Czy myślisz, panie leśniczy, że zgodziłbym się na to, aby noc spędzić w tem przeklętem zamczysku.
— Nie inaczej; chyba, że wolisz spać sam na dworze?
— Sam, Niku? Ależ o tem nie było mowy... Jeżeli mamy się rozłączyć, to już wolę pożegnać tutaj i sam powrócić do wioski!
— Nie było o tem mowy, doktorze Patak, ale to było postanowione, że pójdziesz ze mną do zamczyska.
— W dzień i owszem... ale w nocy... nigdy...
— A jeśli tak, to wracaj pan do domu i staraj się nie zabłądzić w tej gęstwinie leśnej.
Uwaga ta jeszcze więcej przeraziła doktora, a nużby się zabłąkał? Nie umiał się kierować w lesie i nie znał zupełnie tych okolic, czyżby więc trafił na drogę prowadzącą do Werst?
A gdy go noc zaskoczyła w lesie, tu wpośród tych skał i wąwozów, gdzie co krok czyhają przepaście, w które mógłby się stoczyć? Mógł więc nie wejść do zamku po zachodzie słońca, ale w każdym razie wolał iść za leśniczym. Spróbował jednak po raz ostatni zatrzymać towarzysza.
— Wiesz dobrze, mój kochany Niku, że nie przystałbym nigdy na to, aby się z tobą rozłą-
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/70
Ta strona została skorygowana.
— 68 —