czyć — rzekł. — Ponieważ chcesz koniecznie iść do zamku, nie pozwolę ci iść samemu...
— Dobrze mówisz, doktorze, sądzę, że dotrzymasz słowa.
— No tak, ale powiem ci jeszcze słówko. Przyrzecz mi, że jeśli noc zapadnie, zanim dostaniemy się do zamczyska, nie będziesz usiłował wejść do niego...
— To tylko mogę ci obiecać, doktorze, że dołożę wszelkich starań, aby się dostać do zamku i, że się nie cofnę, dopóki się nie dowiem, co się tam dzieje.
— Co się tam dzieje? — zawołał doktór Patak, wzruszając ramionami. — Ale cóż się tam ma dziać?
— Ja nie wiem, ale ponieważ postanowiono, aby się dowiedzieć, dowiem się...
— Najpierw trzeba dojść do tego dyabelskiego zamku! — zawołał rozgniewany do najwyższego stopnia doktór. A wnosząc z trudności — jakie napotykaliśmy dotąd, i czasu którego potrzebowaliśmy do przebycia tej przestrzeni, noc zapadnie zanim dostaniemy się do ruin...
— Jestem przeciwnego zdania — odpowiedział Niko Deck. — Im wyżej pniemy się ku górze, las staje się rzadszym, jodły nie rosną tak gęsto, jak wiązy, klony i buki.
— Ale trudniej nam będzie wspinać się po stromych skałach.
— O! nie są to przecież skały niedostępne!
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/71
Ta strona została skorygowana.
— 69 —