Gérando opisywał te odległe prowincye Europy, a Elizeusz Réclus zwiedzał je nawet, lecz żaden z nich nie dotknął przedmiotu, o którym mamy mówić.
Było to przy schyłku maja. U stóp góry Retyezat, na wyniosłej płaszczyźnie, pokrytej bujną roślinnością, skąd roztaczał się rozległy widok na urodzajną dolinę, urozmaiconą grupami drzew, wznoszących się wśród łanów uprawnych pól i ogrodów, siedział pasterz, pilnując swej trzody. Płaszczyzna, odkryta ze wszystkich stron, wystawiona była, szczególniej zimą, na północno-zachodnie wichry.
Człowiek nie miał pozoru arkadyjskiego pasterza, lecz nie wyglądał również na wieśniaka. Nie był to Dafnis ani Amyntas, opiewany przez starożytnych poetów, chociaż otaczający go krajobraz godzien był pióra poety, jak pędzla artysty. Rzeka Sil płynęła, szemrząc u stóp wzgórza i wiła się jak wstęga przez dolinę.
Frik, był pasterzem we wsi Werst i mieszkał w nędznej chacie, zbudowanej na brzegu wioski, gdzie mieścił się razem ze swoją trzodą. Leżał on na wzniesieniu porośniętem trawą i drzemał jednem okiem, a drugiem pilnował trzody. W ustach trzymał dużą fajkę, którą wyjmował niekiedy, aby gwizdać na psy, gdy owca jaka zanadto się oddaliła, lub dął w róg pasterski, którego dźwięk stokrotnem echem odbijał się w górach.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —