jeżeli przyjdzie mu ochota skręcić kark śmiałkom, którzy się tu dostali.
Gdy doktór myślał o tem, że w takich warunkach musi noc przepędzić, drżał z trwogi. Nie było to zawiele żądać od człowieka, aby tu przyszedł? I najodważniejszy cofnąłby się w podobnem położeniu.
Nagle przypomniał sobie rzecz jedną, o której nie myślał, wychodząc z Werst. Był to właśnie wtorek wieczór, a mieszkańcy tych okolic nigdy nie wychodzą z domu we wtorek po zachodzie słońca, gdyż jest to dzień sprzyjający rzucaniu uroków. Podanie twierdziło, że ktokolwiek wyszedłby o tej porze, naraziłby się na najgorsze niebezpieczeństwo. To też we wtorek po zachodzie słońca nie zobaczy się nikogo na drodze, ani na polu. A tymczasem doktór Patak był nietylko poza domem, ale w pobliżu zamku nawiedzanego przez duchy, o dwie lub trzy mile odległości od wioski. I tu musi czekać świtu... jeżeli go doczeka naturalnie. Doprawdy, jak można tak kusić złego ducha?
Doktór, zajęty temi myślami, milczał, podczas gdy leśniczy z miną najspokojniejszą w świecie wyciągnął z torby kawał zimnego mięsa i, napiwszy się wódki, zaczął jeść z apetytem. Doktór poszedł także za jego przykładem. Zjadł kawał pieczonej gęsi z chlebem, popił wódką i uczuł się znacznie pokrzepionym. Głód zaspokoił wprawdzie, lecz trwogi nie uśpił.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/80
Ta strona została skorygowana.
— 78—