Niko spojrzał w stronę głównego wejścia, prowadzącego do zamku. Zwodzony most zamykał wejście do podziemnej galeryi, obok, którego wznosiły się dwa kamienne słupy, ozdobione herbami baronów de Gortz.
Wypadki nocne nie wpłynęły bynajmniej na zmianę postanowienia leśniczego, który się nigdy nie cofał przed niczem. Ani tajemniczy głos, ostrzegający go w karczmie pod królem Maciejem, ani zjawiska nadprzyrodzone dźwięków i światła których był świadkiem, nie powstrzymałyby go od przejrzenia zamku. W godzinę zwiedzi galeryę i wieżę i dotrzymawszy zobowiązania, powróci przed południem do Werst.
Co do doktora Patak, ten był już tak przygnębiony i przerażony, że nie miał ani sił, ani woli do opierania się. Szedł, gdzie go popychano, a gdy upadł na ziemię, nie miałby siłę się podnieść. To też nie zrobił żadnej uwagi, gdy leśniczy wskazując na zamek rzekł:
— Chodźmy!
A jednak w dzień doktór mógł był powrócić do Werst, nie lękając się zabłądzenia w lesie. Nie było to jednak żadną z jego strony zasługą że pozostał z Nikiem; jeżeli bowiem nie porzucił swego towarzysza, to tylko dla tego, że nie zdawał sobie sprawy z groźnego położenia. To też gdy leśniczy pociągnął go w stronę zamku, doktór poszedł zanim bez wahania.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/87
Ta strona została skorygowana.
— 85 —