— Nie nudź mnie, odpowiedział Niko i dalej wspinał się po łańcuchu ku górze.
Doktór Patak, pod wpływem szalonego strachu, chciał się wydostać napowrót na wzgórze, aby znależć się znów na płaszczyźnie Orgall i zmykać co prędzej w stronę wioski Werst...
Ale o dziwo, wobec którego niczem były owe zjawiska nocne, doktór nie mógł się ruszyć z miejsca...
Nogi jego były tak skrępowane, jakby je uchwyciły kleszcze, ani drgnąć, ani posunąć się nie był w stanie... Zdawało mu się, że nagle przyrósł do ziemi. Czyżby się dostał w jaką zasądzkę. Trwoga nie dozwolila mu się zastanawiać, lecz zdawało mu się, że gwoździe jego obuwia przylgnęły do ziemi.
Stał więc nieruchomy, nie mając odwagi nawet krzyczeć... Wyciągnął tylko z rozpaczą ręce ku niebu, jak gdyby się chciał wyrwać z tych złowrogich sideł, ukrytych we wnętrzu ziemi.
Tymczasem Niko dosięgnął już do miejsca, gdzie znajdował się otwór prowadzący do galeryi podziemnej i oparł się ręką o żelazne okucie, na którem wspierały się zawiasy zwodzonego mostu...
W tej chwili z piersi jego wyrwał się krzyk boleści. Niko cofając się nagle w tył, jak gdyby został rażony piorunem, ześlizgnął się po łańcu-
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/91
Ta strona została skorygowana.
— 89—