Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/94

Ta strona została skorygowana.
— 92 —

Nie uprzedzajmy jednak wypadków i powróćmy do leśniczego i doktora.
Niko widząc zmartwienie wuja i siostry swej Mirioty, obiecał jak najkrócej bawić w zamku. Mniemał, że powróci wieczorem, jeśli mu się nic złego nie przytrafi. Wszyscy więc oczekiwali niecierpliwie jego powrotu, nie przewidując jakie w drodze napotka trudności, i że będzie zmuszony nocować na płaskowzgórzu Orgall.
Naturalnie, że obawa mieszkańców wioski spotęgowała się jeszcze za nadejściem nocy. Skoro godzina ósma wybiła na zegarze kościelnym w Wulkan, nikt nie krył już swego niepokoju. Co się to stało, że wędrowcy nie powracali?... Nikt nie miał zamiaru powracać do domu, gdyż każdemu zdawało się, że w dali widzi zbliżających się leśniczego z doktorem.
Sędzia Koltz z córką doszedł aż do zakrętu drogi, tam, gdzie pasterz stał na czatach. Co chwila łudził się, że widzą jakieś cienie, wysuwające się z wąwozu. Ale droga była pusta, gdyż mało kto odważył się przebywać góry w nocy. A przytem był to wtorek wieczór, ów dzień niebezpieczny, grożący czarami. Teraz dopiero zaczęto żałować, że Niko udał się na tę wycieczkę we wtorek, ale przedtem ani on, ani nikt na to nie uważał.
— Ojcze — odezwała się Miriota — kto wie, czy Nika nie uwięziły tam złe duchy? Kto wie, czy go kiedy ujrzymy?... Może on już nie żyje?