— Dwaj podróżni, którzy z rana przeszli przez granicę Wołoszczyzny.
— Rozmawiałeś z nimi?
— Tak.
— Czy oni tu przyjdą do wioski?
— Nie, oni szli w kierunku Retyezat, na której szczyt pragną się dostać.
— Więc to są dwaj turyści?...
— Zdaje mi się, że wyglądają na to...
— A czy tej nocy, przechodząc przez wąwóz Wulkan, nie dostrzegli nic nadzwyczajnego w stronie zamczyska?
— Nie, wszak byli za daleko od zamku, bo jeszcze po tamtej stronie granicy — odparł Frik.
— Więc nic nie wiesz o Niku i doktorze?
— Nic; zresztą będziecie mogli sami rozpytać się o to podróżnych, gdyż za kilka dni przybędą do Werst, aby tu odpocząć, zanim pojadą do Koloswar.
— Żeby im kto nie zganił mojej karczmy, powiedział sobie w duchu zasmucony Jonasz. Kto wie, czy będą chcieli u mnie zamieszkać.
Myśl ta prześladowała karczmarza dniem i nocą.
Wszystko więc pozostało tajemniczem i niewyjaśnionem... Godziny upływały, a nasi wędrowcy nie zjawili się dotąd... Pokazuje się, że nikt nie może bezkarnie zbliżyć się do przeklętego zamku.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/96
Ta strona została skorygowana.
— 94 —