Jakież zatem było zdziwienie, gdy około drugiej po południu ujrzano tych odważnych ludzi wracających. Miriota wybiegła na ich spotkanie, zalewając się radosnemi łzami.
Lecz pomiędzy wracającymi nie było Nika.
— A gdzież jest biedny Niko? — zapytała Miriota przestraszona.
W tej chwili jednak spostrzegła Nika leżącego na noszach, zrobionych naprędce z gałęzi, które z trudem dźwigali Jonasz z pasterzem.
Niko umarł! — zawołała z najwyższą trwogą
— Nie, nie umarł — odpowiedział doktór Patak — ale i on i ja zasłużyliśmy na tę karę.
Młody leśniczy był rzeczywiście nieprzytomny. Leżał sztywny, blady, a nierówny oddech podnosił jego piersi. Doktór nie był blady, ale to tylko dzięki znużeniu, wywołanemu pochodem.
Gdy przyniesiono Nika do wioski i złożono go w pokoju sędziego Koltz, kilka minut leżał jeszcze z przymkniętemi oczami; wkrótce jednak otworzył powieki i spojrzał po otaczających. Chciał się podnieść, ale nie mógł tego dokazać, połowa jego ciała była nieruchoma, jakby sparaliżowana.
Biedny leśniczy potrzebował spokoju i wypoczynku, to też sędzia Koltz ustąpił mu swego pokoju, i wkrótce chory zasnął.
Tymczasem karczmarz Jonasz opowiadał licznie zebranym słuchaczom wszystkie szczegóły dzisiejszej wyprawy.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/98
Ta strona została skorygowana.
— 96 —