Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

Pan Zermatt posiadał tedy statek żaglowy, mieszczący piętnaście ton, z pomostem na tyle. W ten sposób miał łatwość zwiedzenia okolic na wschód i zachód dotarcia do przylądków sąsiednich, z których jeden, ku północy, sterczał śpiczasto, a drugi ciągnął się z przeciwnej strony Zeltheim.
Lecz przedstawiało się jedno pytanie: Czy rodzina Zermatt przybiła do wybrzeża wyspy, czy lądu stałego? W tym względzie mogły tylko objaśnić obrachowania, otrzymane przed rozbiciem, przez komendanta Landlorda.
Pan Zermatt wnosił z tych obrachowań, że ziemia ta musi się znajdować o trzysta mil morskich na zachód Australii lub Nowej Holandyi. To też, choć posiadał łódź żaglową; pomimo gorącego pragnienia powrotu do swoich, nie byłby się nigdy odważył wystawiać swojej rodziny na tym wątłym statku, na gwałtowność cyklonów i wichrów, tak częstych w tych okolicach.
W takich okolicznościach, rozbitki mogli tylko oczekiwać pomocy od Opatrzności.
W owej epoce okręty żaglowe, kierujące się do kolonij holenderskich, przepływały bardzo daleko od tych stron. Zachodnie wybrzeże Australii, wtedy prawie nieznane, niedostępne dla okrętów z powodu braku zatok, nie miało znaczenia ani geograficznego, ani handlowego.
Z początku cała rodzina zadawalniała się mieszkaniem pod namiotem w Zeltheim, w pobliżu prawego wybrzeża strumienia, który dostał nazwę Szakali, na pamiątkę napadu tych drapieżników. Lecz pomiędzy wysokie skały nie dochodził powiew morski, upał zatem był nie do wytrzymania.
Pan Zermatt postanowił tedy zamieszkać na części wybrzeża, idącego z południa na północ, trochę po za zatoką Zbawienia.
Podczas wycieczki do krańców wspaniałego lasu, niedaleko od morza, pan Zermatt zatrzymał się przed olbrzymiem drzewem magnolii, z rodzaju górskich, której dolne gałęzie rozkładały się o jakie sześćdziesiąt stóp po nad poziomem. Na tych gałęziach ojciec z synami ułożyli platformę z desek, pochodzących z okrętu. W ten sposób został zbudowany domek napowietrzny, pokryty mocnym dachem, podzielony na kilka pokojów i nazwany Falhenhorst, „gniazdo sokole“. W dodatku, drzewo żyło tylko korą, jak nasze wierzby, środek zaś był wypróchniały, co pozwoliło urządzić kręte schody, zamiast drabiny sznurowej, po której zrazu wchodziło się do Falkenhorst.
Z czasem znajomość terytoryum rozciągnęła się do trzech mil, aż do krańców przylądku Zawiedzionej Nadziei, ochrzczonego tą nazwą, kiedy pan Zermatt stracił nadzieję odnalezienia pasażerów lub majtków z Landlorda.
Przy wejściu do zatoki Zbawienia, naprzeciw Falkenhorst, wznosiła się wysepka pół mili objętości; przezwano ją wyspą Rekina, gdyż jeden z tych potworów wypłynął z pod niej w dniu, w którym statek z beczek, przewoził zwierzęta domowe do Zeltheim.
W kilka dni potem, wieloryb dał swoją nazwę wysepce, położonej po przed małą zatoką Czerwonaków, na północ od Falkenhorst. Komunikacya pomiędzy tą siedzibą napowietrzną a Zeltheim, odległymi od siebie prawie o milę, ułatwioną została przez zbudowanie mostu Rodziny, który z czasem zastąpiony został mostem rzuconym przez strumień Szakali.
Pierwszych kilka tygodni rodzina mieszkała pod namiotem, lecz przed nastaniem pory deszczowej państwo Zermatt przenieśli się do Falkenhorst wraz ze zwierzętami domowemi.

Na tych gałęziach ojciec z synem ułożyli platformę z desek.

Olbrzymie korzenie magnolii pokryte płótnem napuszczonem smołą, służyły za stajnie. Dotąd nie pokazały się żadne zwierzęta krwiożercze.
Trzeba było jednak pomyśleć o schronieniu pewniejszem, jeżeli nie na chłodną, to zawsze burzliwą część roku, nawiedzoną przez straszne wichry połączone z ulewą.
Pan Zermatt troszczył się słusznie o wyszukanie pewnego schronienia, gdy traf przyszedł mu z pomocą.
Na prawym brzegu strumienia Szakali, trochę w tył od Zeltheim, ciągnęła się przestrzeń, pełna skał nagich, w których można było za pomocą oskardów, lub przez założenie miny prochowej, wykuć grotę.
Fritz, Ernest i Jack zabrali się do dzieła, lecz robota nie postępowała wcale, kiedy jednego poranku, narzędzie Jacka przebiło ścianę skały na wylot.
Obszerne wygłębienie znajdowało się wewnątrz skały. Wpierw nim tam weszli, rzucili wewnątrz pęki traw suchych zapalonych, żeby oczyścić powietrze, poszły potem granaty zabrane z Landlorda. Przy świetle pochodni ojciec, matka i synowie, zachwycali się patrząc na staloktyty, spuszczające się od sklepienia na miałki żółty piasek, pokrywający poziom.
Wkrótce urządzono tam mieszkanie.
Zrobiono okna z szyb pochodzących z galery i okrętu, zaprowadzono rury dla dymu z ognisk.
Na lewo pokój do wspólnej pracy, stajnie, obory; od tylu składy, poprzegradzane deskami.
Na prawo trzy pokoje: pierwszy przeznaczony dla ojca i matki; drugi stołowy, trzeci dla czterech synów, z hamakami wiszącymi od sklepienia. W kilka tygodni mieszkanie było zupełnie skończone.
Później inne zabudowania powstały wśród łąk i lasów na zachód wybrzeża, ciągnącego się trzy mile pomiędzy Falkenhorst i przylądkiem Zawiedzionej Nadziei. Potem powstały także, folwark Waldeeg, nad małem