ralne arkady skały, której podnóże obmywały powrotne fale. Tu były miliony jaskółek, gniazda ich zwieszały się od najmniejszej nawet chropowatości sklepienia. Fritz zdjął kilka tych gniazd i złożył do torby.
— Te gniazda jaskółcze — przerwał pan Zermatt — wielką wartość posiadają na rynkach Państwa-Niebieskiego.
Po drugiej stronie arkady Fritz znalazł wejście do drugiej zatoki, pomiędzy dwoma przylądkami, odległemi od siebie o półtory mili angielskiej.
Po za zatoką rozciągały się niezmierzone okiem stepy, użyznione wodami, lasy, błota, cały szereg krajobrazów. W zatoce zaś niewyczerpane muszle perłowe, których wspaniałe okazy przyniósł Fritz.
Kiedy opłynął część zatoki wewnętrznej i przebył ujście rzeki, pełnej ziół wodnych, kajak dobił do przylądka na przeciw arkady.
Fritz nie myślał posuwać dalej wycieczki. Czas schodził, zawrócił tedy na wschód, kierując się w stronę przylądka Zawiedzionej Nadziei i powrócił, zanim odezwał się wystrzał z wysepki Rekina.
Oto co opowiedział awanturniczy młodzieniec o tej podróży, która sprowadziła odkrycie Zatoki Pereł.
Później kiedy został z ojcem, z wielkiem tegoż zdziwieniem zwierzył mu, co następuje:
Pomiędzy licznem ptactwem latającem nad przylądkiem, pokazało się także kilka par albatrosów, z których jeden padł uderzony bosakiem.
Lecz kiedy trzymał ptaka na kolanach, Fritz zobaczył na jednej jego łapie okręcony kawałek mocnego płótna, na którym wyczytał napisane po angielsku bardzo wyraźnie:
„Kimkolwiek jesteś, ty, któremu Bóg ześle tę odezwę nieszczęśliwej, puść się na odszukanie wyspy wulkanicznej, którą poznasz po płomieniu buchającym z jednego z jej kraterów. Ocal nieszczęśliwą opuszczoną na Skale Ognistej!“
Tak więc w okolicach Nowej Szwajcaryi, może od lat kilku, nieszczęśliwa kobieta, czy dziewczyna, żyła na wysepce nie mając żadnego z tych dobrodziejstw, jakich Landlord dostarczył rodzinie Zermatt.
— I cóżeś uczynił!.. zapytał pan Zermatt.
— Jedyną rzecz, jaka była do zrobienia, odpowiedział Fritz. Albatrosowi wlałem w dziób trochę miodu, odżył zupełnie, gdyż był tylko uderzony, potem udarłem kawałek chustki i krwią wydry napisałem po angielsku: „W Bogu tylko pokładaj nadzieję!.. Pomoc jest może bliską.“ Następnie owiązałem ten kawał u łapy albatrosa, pewny będąc, że ptak jest oswojony i powróci do Skały Ognistej, unosząc moje pismo.
Pan Zermatt zamyślił się głęboko... Co robić dla ocalenia tej nieszczęśliwej?.. W której stronie znajdowała się Skała Ognista?.. W sąsiedztwie Nowej Szwajcaryi, lubo setki mil na wschód?.. Albatrosy, to ptaki niezmęczone, mogą przebywać niezmierzone przestrzenie... Czy ten nie pochodził ze stron tak odległych, że szalupą nie będzie można tam dopłynąć?
Ojciec pochwalił Fritza, ze jemu tylko zwierzył tę tajemnicę, która niepotrzebnie zaniepokoiłaby panią Zermatt i braci.
A wreszcie, czy ta kobieta żyje jeszcze? Na kartce płóciennej nie było daty... Kilka lat mogło upłynąć, od kiedy przywiązała ją do nogi albatrosa...
Pan Zermatt jednak postanowił zwiedzić zatokę Pereł. Betsie zgodziła się na pozostanie z Frankiem w Falkenheim; Fritz, Ernest i Jack mieli towarzyszyć ojcu.
Nazajutrz tedy, 11 kwietnia, szalupa opuściła małą zatokę przy strumieniu Szakali. Kilka zwierząt do-