Jak tylko nieprzyjaciel opuścił te okolice morza, Dorcas rozwinął żagle i ruszył w kierunku przylądka Dobrej Nadziei.
Żegluga utrudniona była w tej porze roku ciągłą niepogodą. Przeciwne wiatry nieustawały. Dorcas zboczył z drogi z powodu burzy ciągnącej z południo-zachodu. Cały tydzień kapitan nie mógł sprawdzić położenia, oznaczyć, w które okolice Oceanu Indyjskiego burza go zapędziła, kiedy jednej nocy okręt jego utknął na skale podwodnej.
Nieznane wybrzeże rysowało się w niewielkiej odległości i zaraz też załoga rzuciła się do pierwszej szalupy. Jenny Montrose, jej panna służąca, kilku pasażerów dostały się do drugiej.
Okręt rozbił się już i trzeba było opuszczać go jak najprędzej.
W pół godziny druga szalupa przewróciła się od uderzenia fali, podczas gdy pierwsza przepadła w ciemnościach.
Kiedy Jenny rzuciła się z omdlenia, leżała na wybrzeżu morskiem, gdzie fala ją wyrzuciła, i prawdopodobnie była jedyną żyjącą z rozbitków Dorcasa.
Ile czasu upłynęło odkąd szalupa poszła na dno... tego Jenny nie umiałaby powiedzieć. Cudem prawie znalazła dosyć sił, aby zawlec się do wnętrza groty, gdzie zjadłszy parę jaj, usnęła,
Obudziła się w końcu, wysuszyła na słońcu ubranie męskie, które przywdziała w chwili rozbicia okrętu, aby być swobodniejszą w ruchach i w którego kieszeni była stal i krzesiwo, i rozpaliła ogień.
Wycieczka wzdłuż brzegu wysepki nie przyniosła żadnej korzyści; Jenny nie zobaczyła nikogo z towarzyszów podróży, tylko szczątki okrętu, kilka kawałów drzewa, które użyła do podtrzymania ognia.
Młoda dziewczyna posiadała tyle siły moralnej i fizycznej, iż nie poddała się rozpaczy. Urządziła schronienie w grocie. Gwoździe wyjęte ze szczątków Dorcasa służyły jej za narzędzia. Zręczna i pełna pomysłów, potrafiła wykonać przedmioty najpotrzebniejsze: łuk, strzały dla polowania na zwierzynę i ptacwo do codziennego pożywienia. Przyswoiła nawet parę okazów: szakala i kormorana, które nie opuszczają jej na chwilę.
W pośrodku wyspy, na którą fale wyrzuciły dziewczynę, wznosiła się góra wulkaniczna, a z jej krateru buchał ogień i dym nieustanny. Jenny wdrapała się na wierzchołek, lecz nie zobaczyła ztamtąd żadnego lądu.
Skała Ognista obwodu około dwóch mil, od wschodu miała u stóp wązką dolinę z małym strumieniem. Przeróżne rodzaje drzew osłaniały ją od wichrów i pokrywały gęstemi konarami. Na jednej z magnolij Jenny urządziła sobie mieszkanie, tak samo, jak zrobiła rodzina Zermatt.
Ile czasu Jenny Montrose żyła w ten sposób na Skale Ognistej, aż do chwili oswobodzenia?
Zpoczątku nie pomyślała o rachubie czasu, po tem jednak, przypominając pewne fakty i porównywając daty, była w stanie obliczyć, iż upłynęło półtrzecia roku od rozbicia okrętu Dorcas.
Nie przeszedł dzień jeden, czy to w porze deszczowej, czy gorącej, żeby młoda dziewczyna nie patrzyła na dalekie horyzonty. Nigdy jednak żaden żagiel nie ukazał się na skłonie niebios.
W dnie jasne, zdawało jej się, że z najwyższego punktu wyspy spostrzega jakąś ziemię w stronie wschodniej... Lecz jak przebyć tą odległość?.. I co to była za ziemia?
Otóż po dwóch latach przyszło jej szczęśliwe natchnienie, — przywiązała do nogi albatrosa, którego udało jej się złapać, kawałek płótna z opisem swego pobytu na Skale Ognistej.
Kilka dni upłynęło, albatros nie wrócił i słaba nadzieja dziewczyny znikła. Nie poddawała się jednak rozpaczy: — skoro pomoc nie przyszła z tej strony, to przyjdzie z innej.
Takie było opowiadanie Jenny. Kilka razy łzy ukazywały się w oczach rodziny Zermatt, a ile całusów i uścisków otrzymała Jenny od Betsie!...
Pozostało tylko dowiedzieć się w jakich warunkach Fritz odkrył Skałę Ognistą.
Wiemy, że skoro szalupa opuściła zatokę Pereł, Fritz, który poprzedzał ją w kajaku, uprzedził ojca bilecikiem o zamiarze udania się na poszukiwanie angielki. To też po przebyciu arkady skalnej, zamiast udać się na wschód, oddalił się w przeciwnym kierunku.
Wybrzeże usiane było skałami podwodnemi. Było ich też mnóstwo na lądzie. Po zatem zieleniały drzewa tak samo piękne jak w Waldegg lub w Eberfurt. Liczne strumienie wpadały w małe zatoki.
Silny upał pierwszego dnia zmusił Fritza do wylądowania i poszukania cieniu.
Skoro przybił do wybrzeża zarośniętego gęstym lasem, wciągnął kajak pod drzewo, następnie zmożony utrudzeniem, zasnął twardo.
Nazajutrz płynął dalej aż do południa, przyczem w walce z tygrysem, który poległ od dwóch strzałów, stracił ulubionego orła Blitz’a.