Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/27

Ta strona została skorygowana.


— Ojcze, rzekł Ernest pewnego wieczora — zbadaliśmy z panem Wollston na nowo położenie gruntu. Wystarczy podnieść wody strumienia Szakali na stóp trzydzieści, do miejsca, zkąd poziom pochyla się ku jezioru Łabędzi. Od tego punktu przekopaną fosą woda sama spłynie do jeziora.
— A wtedy — dodał pan Wollston — jezioro Łabędzi będzie naturalnym rezerwoarem do zwilżania pól w Waldegg, Zuckertop a nawet w Eberfurt.
— A kiedy rozpoczniecie tę wielką pracę?.. zapytała Betsie.
— Za kilka dni, droga żono — oświadczył pan Zermatt. Po ukończeniu pierwszych zbiorów mamy trzy miesiące wolne, czekając na drugie.
Krótko mówiąc, roboty prowadzone regularnie, dobiegły do końca 20 grudnia.
— A będziemy mieli uroczystość inaugaracyjną?... zapytała Anna Wollston.
— Jeżeli tylko będziemy chcieli, moi drodzy, — odparła Betsie.
— Dobrze — rzekł pan Zermatt — uroczystość zacznie się jutro z chwilą puszczenia w ruch naszej maszyny...
— A jak się zakończy, ta uroczystość?
— Doskonałym obiadem na cześć pana Wollston.

Nazajutrz około godziny dziesiątej odbyła się inauguracya kanału.

Nazajutrz około godziny dziesiątej odbyła się inauguracya kanału w obecności dwóch rodzin zebranych przy wodospadzie.

W tym czasie upłynęło trzy miesiące, jak odpłynęła korweta Licorne. Jeżeli nie wpłynie co na opóźnienie, powinna się ukazać w zatoce Zbawienia za trzy razy tyle czasu.
Dziewięć miesięcy jeszcze a połączą się wszyscy. Nikogo ze swoich nie będzie brakowało dwóm rodzinom, a w niedalekiej przyszłości będą może one połączone jeszcze ściślejszemi węzły.
Tak więc zakończył się ten rok 1816, w który zaznaczył się tem, iż położenie Nowej Szwajcaryi zmieniło się do gruntu.


VII.
Pierwszy dzień roku. — Spacer do Felsenhorst. — Projekt kaplicy. — Projekt podróży. — Sprzeczka. — Szalupa. — Wyjzzd 15 marca.

Pierwszego stycznia zamieniono życzenia pomiędzy rodzinami Zermatt i Wollston. Panowie ucałowali się. Byli to już starzy przyjaciele, potrafili się ocenić wzajemnie. Anna Wollston zadowolona była wyłącznie z życzeń Ernesta. Młody ten człowiek uprawiał nieco poezyę. Otóż na cześć dziewczyny posłużył się natchnieniem, a lica Anny zaróżowiły się, kiedy uczeń Apolina w mowie wiązanej winszował jej, że odzyskała zdrowie w świeżem powietrzu Ziemi Obiecanej.
— Zdrowie... i szczęście! odpowiedziała, całując panią Zermatt.
Nie było mowy w tym dniu o jakiemkolwiek zajęciu. To też pan Zermatt zaproponował spacer piechotą aż do Falkenhorst. Pogoda była wspaniała, upał silny, co prawda. Lecz podwójny szereg drzew przy drodze nie dopuszczał promieni słonecznych.
O jedenastej godzinie wybrali się wszyscy, ażeby całe popołudnie spędzić w Falkenhorst i powrócić na obiad.
Po przejściu ogrodu warzywnego, następnie strumienia Szakali, po moście Rodzinnym, poszli aleją ocienioną drzewami owocowemi, które rozrosły się olbrzymio.
Anna zrywała kwiaty najpiękniejsze, które zapachem napełniały aleję. Niezliczona ilość ptaków trzepotała się w gałęziach drzew obciążonych owocem. Zwierzyna przemykała w zaroślach, zające, króliki, cietrzewie, jarząbki, bekasy. Ani Ernest ani Jack nie dostali pozwolenia zabrania fuzyi, i zdawało się, że ptaki i zwierzęta wiedziały o tem...
— A jak spotkamy jaką panterę, niedźwiedzia, tygrysa, lwa... Są przecie na wyspie... odezwał się Jack.
— Lecz nie w Ziemi Obiecanej, Jacku, odparła pani Zermatt. No, zrób nam ustępstwo... Pozostanie ci trzysta sześćdziesiąt cztery dni do polowania...
Była pierwsza godzina z południa, kiedy obie rodziny znalazły się u stóp Falkenhorst. Napili się najpierw miodu z baryłek schowanych w piwnicy pod tarasem. Rodzina Zermatt szczęśliwa była nad wyraz