Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/34

Ta strona została skorygowana.


Ukazało się kilka sterczących skał podwodnych.

Około szóstej godziny panowie powrócili do kobiet. Obiad zjedzono na trawie a po obiedzie nikt się nie śpieszył z powrotem na szalupę i tylko z braku namiotu, nie zanocowano na wybrzeżu.
W następstwie dnia z upałem podzwrotnikowym, jaka przyjemność odetchnąć pełnemi piersiami powietrzem czystem i orzeźwiającem!
Lekka mgła wznosiła się nad morzem, gwiazdy iskrzyły się złotem... Nasi osadnicy spacerowali, robili projekty na dzień następny...
Około godziny dziesiątej powrócili na pokład Elisabethy i wszyscy udali się na spoczynek, oprócz Ernesta, który pierwszy miał czuwać.
Lecz w chwili odejścia, Betsie zrobiła uwagę:
— O jednej rzeczy zapomnieliście — rzekła.
— Zapomnieliśmy, Betsie? — zapytał pan Zermatt.
— Dać nazwę tej rzece...
— Bardzo słusznie, — przyznał pan Zermatt.
— A więc — odezwał się Ernest — nazwijmy ją Anna...
— Wyśmienicie — rzekł Jack... Zadowolona jesteś, Anno?
— Ma się rozumieć — odpowiedziała młoda dziewczyna — lecz ja mam inną nazwę, zasługującą na ten zaszczyt...
— Jaką? zapytała pani Zermatt.
— Rodzinne nazwisko naszej drogiej Jenny...
Wszyscy się na to zgodzili i od tego dnia rzeka Montrose figurowała na mapie Nowej Szwajcaryi.


X.
Łódka na wodach Montrose. — Okolica pusta. — Krzemienie z wąwozu – Zapora. — Powrót na „Elisabethę“. — Z brzegiem rzeki. — Powrót do Felsenheim.

Nazajutrz około godziny szóstej przy nizkim stanie rzeki, ukazało się kilka sterczących skał podwodnych, których w przeddzień nie było. Przekonano się wreszcie, że nawet przy odpływie, przesmyki pozostawały szerokie na czterdzieści, do piędziesięciu sążni. Więc rzeka Montrose była zdatną do żeglugi w każdej chwili przypływów i odpływów morza. A taka była głębia w miejscu, gdzie przy skałach stała na kotwicy Elisabetha, iż miała pod sobą pięć do sześciu stóp wody po nad dnem piaszczystem.
Około siódmej godziny, pluskanie, przepowiednia przypływu dała się słyszeć wzdłuż wybrzeża skalistego. Pan Wollston i Ernest, którzy wysiedli na ląd o świcie, powracali właśnie w tej chwili, na pokład. Brakowało tylko Jacka, który z dwoma psami poszedł na polowanie. Niedługo i on się zjawił, z torbą wypchaną dwoma parami kuropatw i pół tuzinem kaczek.
— Nie straciłem czasu, ani prochu napróżno — rzekł, ciskając zwierzynę na pomost.
— Winszujemy — odpowiedział ojciec — a teraz i my nie traćmy czasu i korzystajmy z przypływu...
Po półgodzinnej żegludze dosyć szybkiej, Elisabetha dosięgła pierwszego zakrętu Montrose, która skręcała na południowy-zachód. Od tego zakrętu wysokość brzegów nie przechodziła stóp dwunastu. Szalupa mknęła z szybkością blizko czterech mil na godzinę, co pozwalało jej przebiedz ośm mil podczas trwania przpływu.
Ernest, który zwrócił uwagę na tę szybkość, odezwał się:
— Byłaby to prawie odległość, na jakiej wydaje nam się, iż wznoszą się góry Południowe.

Odpoczynek.