— Słuszna uwaga — odpowiedział pan Wollston, a jeżeli rzeka płynie koło stóp tego łańcucha gór, z łatwością moglibyśmy się do nich dostać. W takim razie nie potrzebowalibyśmy odkładdać na trzy miesiące projektowanej wycieczki...
— Zawsze zabrałoby to więcej czasu, niż obecnie go mamy — odpowiedział pan Zermatt. Nawet przypuszczając, iż rzeka zaprowadzi nas do stóp gór, trzebaby jeszcze wdrapywać się na nią, co prawdopodobnie nie przyszłoby bez dużych wysiłków.
— W dodatku — dodał Ernest — druga rzecz, czy na rzece nie znajdują się przeszkody nie do przebycia.
— Zobaczymy — podjął pan Zermatt. Płyńmy dotąd, dopóki fala nas popycha, a za kilka godzin poweźmiemy decyzye.
Już było trochę po jedenastej godzinie, kiedy Elisabetha dopłynęła drugiego kolana rzeki, które załamywało się więcej na zachód, jak to sprawdził Ernest.
— Szkoda rzekł Ernest, — że przypływ zbliża się do końca i że nie możemy płynąć dalej...
— Szkoda rzeczywiście, odparł pan Zermatt. Lecz jesteśmy w epoce wysokich wód i napewno fala nie przejdzie po za bokami Montrose.
Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/35
Ta strona została skorygowana.