Nie potrzeba mówić, że Jack w ciągu tego tygodnia, mógł zadowolnić swoje upodobania. Jak tylko znalazł wolną chwilę, zabierał psy i strzelał kaczki, kuropatwy, przepiórki, zające i różną inną zwierzynę.
Wszystkie roboty w Zuckertop skończyły się wieczorem 15 sierpnia. Nazajutrz po zamknięciu domu, obwarowaniu zagród silnem zagrodzeniem, wóz potoczył się w kierunku północnym, do Prospect-Will, w sąsiedztwie przylądka Zawiedzionej Nadziei.
Dwie godziny po wyjeździe, przystanęli u stóp wzgórza, na którem wznosił się Prospect-Will. Wyniosłość nie była znów tak wielką, żeby bawoły i onagr (dziki osioł) nie mogły wejść; po różnych i długich zakrętach, wóz stanął na szczycie płaskowzgórza.
Dom wystawiony na wichry wschodnie i północne, ucierpiał dużo od burz ostatnich. Dach potrzebował naprawy, ale pomimo to, można w nim było zamieszkać.
Praca przy plantacyach drzew herbacianych, ograniczała się na podnoszeniu tych, które burza powywracała, a korzeniami trzymały się jeszcze ziemi.
21 września ukończono wszystko i pan Zermatt oświadczył, że wyjadą nazajutrz jak najraniej.
Nazajutrz zatem, wóz spuścił się ze wzgórza Prospect-Will, potoczył się znaną już okolicą, i około drugiej po południu stanął w Felsenheim.
Z jakąż radością przyjęci zostali podróżni po dwu tygodniowej nieobecności. Nie długo to, zaprawdę, lecz ból rozstania czasem się nie mierzy.
Wieczorem, kiedy dwie rodziny zebrały się w wielkiej sali, kiedy pan Zermatt opowiedział wycieczki do folwarków, Ernest złożył na stole duży arkusz papieru z rysunkiem kolorowym.
— Co to jest?.. zapytał Jack. Był że by to plan przyszłej stolicy Nowej-Szwajcaryi?
— Jeszcze nie — odpowiedział Ernest.
— Więc nie domyślam się...
— Ależ to projekt wewnętrznej dekoracyi naszej małej kaplicy — rzekła Anna.
— Tak jest, Jacku, — dodał Ernest — trzeba było tem się zająć, kiedy ściany są już na połowie wysokości.
— A będzie dzwonnica?.. — zapytał Jack.
— Ma się rozumieć — odpowiedziała Anna.
— Z dzwonem?
— Tak... z dzwonem z Landlorda...
— Annie przypadnie zaszczyt zadzwonienia po raz pierwszy — dodał Ernest.
Był już 24 września, to jest czas, w którym projekt pana Wollston miał wejść w wykonanie. Jaki rezultat będzie z poznania wnętrza Nowej Szwajcaryi?.. Przez dwanaście lat rozbitkom wystarczał obszar Ziemi-Obiecanej. To też niezależnie od niepokoju z nieobecności ukochanych, pani Zermatt zdawało się, miała jak gdyby przeczucie niewytłomaczone, że następstwa tej wycieczki nic dobrego nie dadzą.
I tego wieczora, kiedy znaleźli się sami z mężem w swoim pokoju wypowiedziała mu szczerze swoje obawy. Na co pan Zermatt odpowiedział:
— Kochana Betsie, gdybyśmy byli jeszcze w dawnych warunkach zgodziłbym się na twoje zadanie. Gdyby nawet pan Wollston z rodziną wyrzuceni byli skutkiem rozbicia na naszą wyspę, powiedziałbym i im „to co nam wystarczało, powinno wam wystarczyć, nie ma potrzeby szukać awantur, kiedy korzyść nie jest pewna i kiedy można tylko na niebezpieczeństwo się narazić“ Lecz Nowa Szwajcarya zapisaną już jest w geografii i w interesie przyszłych osadników należy poznać jej rozległość, zarys wybrzeży, oraz zbadać jakie korzyści może przynieść...
— Dobrze... drogi przyjacielu... odpowiedziała pani Zermatt; lecz zdaje mi się, że zwiedzić wnętrze wyspy, powinni nowo przybyli osadnicy.
— Zapewne — odpowiedział pan Zermatt — można byłoby poczekać i zwiedzanie mogłoby być przedsięwzięte w lepszych warunkach. Lecz droga Betsy, projekt ten leży na sercu panu Wollston, a z drugiej strony Ernest pragnie wykończyć kartę geograficzną Nowej Szwajcaryi... Myślę zatem, iż wypada zadowolić ich życzenia.
— Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie szło znów o rozłączenie...
— Najwyżej na dwa tygodnie!.. lecz nie myślę was samych zostawić. Mam pewien projekt. Pan Wollston uda się na tę wycieczkę z dwoma naszymi synami, ja zaś zostanę w Felsenheim... Czy dobrze tak będzie, Betsy?
— Co za pytanie mój mężu! — odpowiedziała pani Zermatt... Nasi synowie pod opieką pana Wollston bedą zupełnie bezpieczni.
— Myślę, że taki układ zadowoli także panią Wollston i Annę.
— Której będzie trochę tęskno bez Ernesta!.. rzekła pani Zermatt.
— Tak samo jak Ernestowi bez niej. Tak, te dwie zacne istoty czują do siebie pociąg, i kiedyś, w tej kaplicy, której plan wykończył, Ernest połączy się z tą, którą kocha!
— Pomówimy o tem kiedyindziej, z pewnością i państwo Wollston będą radzi z tego małżeństwa.
Projekt pana Zermatt zyskał ogólne uznanie i data wycieczki oznaczona została na 25-go września. Postanowiono iść piechotą, z kijami okutemi w ręku, z fuzyami na plecach, i wziąć z sobą dwóch psów. Trze-