Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

ległościach od łańcucha gór. Ernest od razu stwierdził, że łańcuch nie ciągnął się środkiem wyspy. Przeciwnie, wznosił się na południowej części, i szedł dosyć regularnie ze wschodu na zachód. Z tego punktu, wysokiego na tysiąc pięćset stóp nad poziom oceanu, oko obejmowało około ośmnastu mil aż do horyzontu. Skoro pan Wollston zadał pytanie w tym przedmiocie Ernest odpowiedział:
— Podług mego zdania, wyspa nasza powinna mieć sześćdziesiąt do siedmdziesięciu mil obwodu... Co byłoby przestrzenią dużo większą niż kanton Lucerne.
— A jaka byłaby przypuszczalnie jej powierzchnia?.. zapytał pan Wollston.
— O ile mogę wnosić, biorąc w rachubę jej kształt, rodzaj owalu rysującego się ze wschodu na zachód — odpowiedział Ernest, — może mieć powierzchni czterysta mil kwadratowych, to jest połowę mniej niż Sycylia.
— Eh!.. odezwał się Jack — jest dużo wysp znanych, które nie są tej warte...
Niebo było zupełnie pogodne, powietrze bez mgły, nieczuć było najmniejszej wilgoci. Krajobraz rysował się z największą dokładnością. Ponieważ zejście wymagało trzeciej części tego czasu, co wejście, pan Wollston i dwaj bracia mieli zatem do rozporządzenia kilka godzin przed chwilą powrotu. To też, podając sobie kolejno lunetę, obserwowali starannie rozległą okolicę u stóp swoich. Oto co łatwo było rozpoznać w stronie północnej, na odległości około jedenastu mil patrząc z góry. Najpierw po za ziemią wązki pas morza obmywał część pomiędzy przylądkiem Straconej Nadziei i wystającą skałą, zamykającą zatokę Pereł od zachodu
— Nie, niema najmniejszej wątpliwości — powtarzał Jack — nie potrzebuję lunety, żeby poznać Ziemię Obiecaną i wybrzeże Zatoki Zbawienia..
— Rzeczywiście — dodał pan Wollston — a na kończynach tego występu, naprzeciw, widać przylądek Wschodni, osłaniający zatokę Licorne.
— Na nieszczęście — odpowiedział Jack — nawet z pomocą wybornej lunety Ernesta, nie można widzieć części sąsiadującej ze strumieniem Szakali...
— To dla tego — rzekł Ernest — że zakrywają ją skały od strony południa. Ponieważ z Felsenheim i z Falkenhorst nie widać szczytów łańcucha gór, więc z tychże szczytów nie widać ani Felsenheim, ani Falkenhorst... To jest logiczne... przypuszczam...
— Najzupełniej — odparł Jack. Lecz powinno to być prawdą także, co się tycze przylądka Straconej Nadziei — a jednak widzimy go...
— Tak samo pewnikiem jest — odpowiedział Ernest — że z tego przylądka, a nawet z Prospect Will, widać ten szczyt, lecz najpierwszym warunkiem, żeby widzieć trzeba patrzeć... Otóż prawdopodobnie nie robiliśmy tego nigdy z należytą uwagą...
— Z tego wszystkiego wypada — dodał pan Wollston – że góry te mogą być tylko widziane z wysokości otaczających Grünthal..
— Tak jest, panie Wollston — oświadczył Ernest — i te same wysokości zakrywają nam Felsenheim.
— Żałuję — dodał Jack — jestem bowiem pewny, żebyśmy zobaczyli mojego ojca, matkę, panią Wollston i Annę... A gdyby im przyszło do głowy udać się do Prospect-Will, założę się, żebyśmy ich mogli rozpoznać... przez lunetę, ma się rozumieć... Gdyż oni są tam, mówią o nas, liczą godziny, powtarzając: nasi podróżni mieli być wczoraj u stóp góry, a dziś są pewnie na szczycie... I pytają się, jaka też może być rozległość Nowej-Szwajcaryi.. i czy wspaniale ona wygląda na morzu Indyjskiem...
— Dobrze powiedziane, kochane dziecko, jak gdybyśmy ich słyszeli. — rzekł pan Wollston.
— I widzieli.. potwierdził Jack. Wszystko jedno! nie przestają żałować, że te skały zakrywają nam strumień Szakali i nasze mieszkanie w Felsenheim...
— Próżny żal — rzekł Ernest — trzeba się z tem zgodzić.
— To też jest to winą tego wierzchołka! rzekł Jack. Dla czego nie jest wyższy?. Gdyby wznosił się jeszcze na kilkaset stóp w górę, nasze rodziny widziałyby nas ztamtąd... dawałyby nam znaki... zatknęłyby flagę na gołębniku w Felsenheim!.. My zaś naszą flagą powiedzielibyśmy im dzień dobry!..
— Jack już się rozpędził!.. odezwał się pan Wollston.
— I pewny jestem, że Ernest widział by Annę...
— Ja i bez tego ciągle ją widzę...
— A rozumiem... nawet bez lornetki — wykrzyknął Jack. Jak to daleko widać oczami serca!