Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/57

Ta strona została skorygowana.


Czyżby to wiatr chciał się zerwać?.. mruknął.
Zwrócił się do jednego z pasażerów siedzących na ławce:
— Panie Fritz!.. rzekł.
Zbudzony, pochylił się.
— Czego chcesz? — odezwał się cicho.
— Spojrzyj pan tam... w kierunku wschodu... — rzekł John Block.
— Co tam widzisz?
— Jeżeli się nie mylę, widać jakby pas jasny na końcu horyzontu...
Rzeczywiście, linia mniej ciemna ciągnęła się nad morzem. Granica nieba i wody odrzynała się dość wyraźnie...
— To wiatr!.. zapewniał sternik.
— A może to świt tylko?..
— Być może. że to jest świt, ale byłby bardzo wczesny, co prawda, — odpowiedział John Block; być może także, że to wiatr!.. Czułem już coś na włosach mojej brody; patrz pan, jeszcze się poruszają!.. Zapewne, nie jest to wiatr, mogący zrzucać bocianie gniazda, lecz zawsze większy, niż od dwudziestu ośmiu godzin!.. Panie Fritz, nadstaw-no uszu, usłyszysz to samo, co i ja.
— Masz racyę — odpowiedział pasażer, pochyliwszy się nad wodą; — to wiatr...
— A my gotowi jesteśmy na jego przyjęcie. Maszt przedni stoi... tylko wyprężyć sznur u spodniego żagla, aby nie stracić nic z wiatru, który się zrywa...
Lecz gdzie on nas powiedzie?..
— Gdzie będzie chciał. Nic więcej od niego nie żądam, tylko żeby nas spędził z tej przeklętej przestrzeni morza.
W kwadrans potem ruch szalupy zaznaczył się małą bruzdą. W tej chwili jeden z pasażerów, leżący na przodzie, wstał, spojrzał na wodę i podszedł do Blocka.
— Wiatr?..
— Tak, zdaje mi się, że naprawdę mamy go teraz... nie pozwolimy mu uciec...
Wiatr zaczynał się powiększać, mgły trochę się rozwiewały.
— Mamy go... mamy go! — powtarzał sternik, podczas gdy szalupa pochylona naprzód zaczęła przerzynać pierwsze bałwany. Powoli mgły wzniosły się do góry. Horyzont w głębi zaczął różowieć.
Z tego można było wnosić, że wiatr się ustali na pewien czas w tym kierunku. O piątej godzinie niebo pomiędzy rozdartemi mgłami zabarwiło się purpurowo. Tarcza słoneczna wychyliła rąbek na granicy nieba i wody. Na północy jednak trwały mgły uparcie, snopy światła nie zdołały ich przebić.
Co do szalupy, ta zostawiała po za sobą szlak brózd, które odrzynały się biało na zielonej powierzchni morza. W tej chwili słońce wystąpiło w całości... Mgła nie ćmiła już jego świetnej tarczy, na którą patrzeć było niepodobieństwem... Nie do słońca też zwracały się spojrzenia, lecz w stronę przeciwną...
Pasażerowie szalupy starali się tylko obserwować północ, w tą stronę bowiem wiatr ich niósł..
Nagle, nieco przed siódmą godziną, jeden z pasażerów, uchwycił sznur od wielkiego masztu, wciągnął się zręcznie aż do rei, w chwili, gdy w stronie północnej niebo rozjaśniły pierwsze promienie słońca.
I głosem silnym, krzyknął:
— Ziemia!..


XVIII.
Przylądek Dobrej-Nadziei. — James Wollston i jego rodzina. — Pożegnanie z Doll. — Portsmouth i Londyn. — Pobyt w Anglii. — Małżeństwo Fritza Zermatt z Jenny Montrose. — Powrót do Capetown.

Dnia 20-go października „Licorne“ opuściła Nową-Szwajcaryę, udając się w powrotną drogę do Anglii; po krótkim przystanku u Przylądka Dobrej-Nadziei, miała przywieźć napowrót Fritza i Franka Zermatt, Jenny Montrose i Doll Wollston, gdy admiralicya obejmie w posiadanie tę nową kolonię na Oceanie Indyjskim.
Miejsca, pozostawione na pokładzie przez rodzinę Wollston, osiadłą obecnie w Nowej-Szwajcaryi, zajmowali dwaj bracia. Wygodna kajuta oddana została do użytku Jenny i Doll, młodej jej towarzyszki, która jechała do Capetown, połączyć się z Jamesem Wollston, żoną jego i dzieckiem.
Pierwsze tygodnie żeglugi były pomyślne. Fritz i Jenny mówili codzień o pułkowniku Montrose, o wielkiej jego radości, skoro przyciśnie do serca córkę, której niespodziewał się zobaczyć. Od trzech lat nie było wieści o statku „Dorcas.“
A z jakiem uczuciem, o wiele większem niż wdzięczność, Jenny przedstawi ojcu swojemu tego, który ją ocalił, z jakiem szczęściem będzie go prosiła o pobłogosławienie ich związku.
Dnia 17-go grudnia, prawie we dwa miesiące po opuszczeniu Nowej Szwajcaryi, korweta, która miała przepędzić tydzień w Capetown, zarzuciła kotwicę w porcie.
Jeden z pierwszych wszedł na pokład James Wollston.
Wiedział, że jego ojciec i dwie siostry, opuszczając Australię, wsiedli na „Licorne.” Jakiż go zawód spotkał, kiedy zastał tylko jedną siostrę! Doll przedstawiła mu Fritza i Franka Zermatt, potem Jenny Montrose.
— Twój ojciec, matka i twoja siostra Anna, panie James — rzekł Fritz — zamieszkują obecnie Nową-Szwajcaryę, wyspę nieznaną, na którą nasza rodzina została wyrzucona przed dwudziestu laty, po rozbiciu „Lanlorda“. Postanowili oni na niej pozostać i na pana, tam oczekują. Powracając z Europy, „Licorne“ zabierze pana z żoną i z dzieckiem na naszą wyspę, jeżeli się państwo zgodzicie nam towarzyszyć...
— W jakim czasie korweta ma powrócić do Przylądka?..