Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/6

Ta strona została skorygowana.

— Co powiecie?.. zapytał pan Zermatt. Fritz i Jack wyskoczyli na ląd, oblani potem, z rękami zmordowanemi. Zrazu odpowiadali tylko gestami, wskazując na wschód zatoki Zbawienia.
— Co tam jest?.. zapytał Frank, chwytając za rękę brata.
— Nie słyszeliście?.. zapytał Fritz.
— Tak... dwa wasze wystrzały... rzekł Ernest.
— Nie... odpowiedział Jack, nie nasze... te co naszym odpowiedziały...
— Jakto! rzekł pan Zermatt... wystrzały...
— Czy to podobieństwo... Czy to podobieństwo! powtarzała pani Zermatt.
Jenny podeszła do Fritza i blada ze wzruszenia zapytała:
— Słyszałeś wystrzały z tej strony?...
— Tak Jenny, odpowiedział Fritz — trzy, wyraźne w równych odstępach czasu.
Jack potwierdził słowa brata:
— Niema wątpliwości, że okręt znajduje się w pobliżu Nowej Szwajcaryi i że uwagę jego zwróciły nasze strzały.
— Okręt... okręt!.. mówiła Jenny w zamyśleniu.
— I czy na pewno ze strony wschodniej?.. pytał pan Zermatt.
— Tak... ze wschodniej, odpowiedział Fritz i z tego wnoszę, że Zatoka Zbawienia nie musi być dalej niż o dwie mile o pełnego morza.

Z galeryi widzieli morze aż do wysepki Rekina.

Było to prawdopodobne, lecz nie pewne, gdyż w tamtej stronie nie robiono jeszcze poszukiwać.
Po chwilowem zdumieniu, można sobie wyobrazić, jakie uczucia opanowały mieszkańców Nowej Szwajcaryi!... Okręt... bezwątpienia okręt był w pobliżu!... Czyż to nie był węzeł łączący tą ziemię nieznaną, na której żyli przez jedenaście lat rozbitki z Land-lorda z resztą świata zamieszkałego... Zdawało się, że to zdarzenie, na które już nie liczyła rodzina Zermatt, zaskoczyło ich niespodzianie... jak gdyby ten okręt mówił językiem już dla nich niezrozumiałym...
Opamiętali się jednak... Ten głos przybyły do nich z daleka, nie był już głosem natury — nie był łamaniem się drzew pod gwałtownością uraganu, hukiem morza wzburzonego... Nie!... Ten huk pochodził z ręki ludzkiej!... Kapitan załogi okrętowej już nie mógł myśleć, że ta ziemia jest niezamieszkaną... Jeżeli wróci się do zatoki, flaga jego powita flagę Nowej-Szwajcaryi.
To też wszyscy widzieli w tym wypadku blizkie oswobodzenie. Pani Zermatt czuła się uwolnioną od obaw o przyszłość.. Jenny myślała o ojcu... Pan Zermat, i jego synowie o znalezieniu się pomiędzy ludźmi..
I wszyscy rzucili się sobie w objęcia.
Tak więc pierwszem wrażeniem tej rodziny rzuconej na bezludną ziemię, było szczęście z urzeczywistnienia najdroższych pragnień...
— Trzeba najpierw podziękować Bogu, którego opieki nigdy nam dotąd nie zabrakło — odezwał się Frank, jak zawsze kierujący się uczuciami religijnemi.
Miał on bowiem charakter prawy, słodki, wielkie przywiązanie do swoich, którzy stanowili dla niego ludzkość całą. Najmłodszy z braci, był jednak ich doradcą w rzadkich nieporozumieniach tej rodziny wzorowej.
Jakiem byłoby jego powołanie, gdyby wychowywał się w kraju rodzinnym?... Zapewne byłby szukał ujścia dla swojej potrzeby poświęcenia się dla drugich, w nauce medycyny lub w stanie duchownym, tak samo jak Fritz i Jack potrzebowali czynu i ruchu, a Ernest pracy umysłowej.
Frank tedy gorącą modlitwę zaniósł do Boga, do czego przyłączyli się ojciec jego, matka, bracia i Jenny.
W obecnych okolicznościach wypadało działać bez straty czasu. Najprawdopodobniej ten okręt, o którego obecności nie można było wątpić, stanął na kotwicy w jednej z zatok przybrzeżnych. Być może nawet, iż szukał wejścia w Zatokę Zbawienia, okrążywszy przylądek, który zamykał ją od wschodu.
Oto co przedstawiał Fritz, a zakończył w ten sposób.
Jedyne co nam pozostaje, to jest iść na spotkanie okrętu, trzymając się wybrzeża wschodniego, które prawdopodobnie ciągnie się z północy na południe.
— Kto wie, czyśmy się już nie spóźnili?.. odezwała się Jenny.
— Nie sądzę, odpowiedział Ernest. Nie podobna, aby kapitan statku, nie starał się zdać sobie sprawy...
— Wszystko to są próżne słowa!... zawołał Jack. Chodźmy,..