Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

Jak tylko „Licorne“ ukazała się w porcie, James Wollston, żona jego i Doll, którzy podpłynęli łodzią, weszli na pokład. Jakiego przyjęcia doznali Fritz, Jenny i Frank! Młode kobiety były takie szczęśliwe, że się znów zobaczyły. Pocałunkom nie było końca.
Interesy James’a Wollston zostały zlikwidowane korzystnie, cała rodzina zatem gotowa była do wyjazdu na Nową Szwajcaryę.
Lecz okazało się niemożebnem płynąć dalej. Uszkodzenia „Licorne“ wymagały kilku miesięcy czasu na naprawę w porcie Capetown, okręt więc nie mógł przed końcem października wypłynąć do Nowej Szwajcaryi.
W porcie Capetown stał inny okręt, który miał rozwinąć żagle za dwa tygodnie. Był to „Flag” trzymasztowiec angielski, objętości pięćset ton, pozostający pod dowództwem kapitana Harry Gould, mający jechać do Batawii. Zboczenie do Nowej Szwajcaryi nie zabrałoby zbyt wiele czasu, zaproponowano tedy kapitanowi, aby zabrał i Fritza i jego żonę, James’a i panią Wollston z dzieckiem, Franka i Doll, naturalnie za dobrem wynagrodzeniem. Kapitan Gould przyjął tę propozycyę a pasażerowie „Licorne“ przenieśli swoje bagaże na „Flag“, na którym oddano im kajuty do rozporządzenia. Przygotowania trzymasztowca zostały ukończone 29-go września po południu. Wieczorem James Wollston z żoną, siostrą i małym Bobem zajęli na nim swoje kajuty. Pożegnano się tedy nie bez rozrzewnienia z komendantem Littleston, obiecując wyczekiwać w końcu listopada przybycia „Licorne“ do zatoki Zbawienia.
Nazajutrz „Flag“, korzystając z pomyślnego wiatru opłynął przed końcem dnia wysokie szczyty przylądka i znikł na horyzoncie. Harry Gould był znakomitym marynarzem; jako człowiek dzielny a zarazem prawy i szlachetny, cieszył się ogólnem a dobrze zasłużonem zaufaniem. Nie zasługiwał za to na nie porucznik Goulda, Robert Borupt. W jednym wieku z kapitanem, był to człowiek zazdrosny, mściwy, gwałtowny, zdawało mu się, iż nigdy nie jest dość wynagradzany za swe usługi. Zawiedziony w nadziei otrzymania dowództwa na okręcie, nienawidził w głębi duszy kapitana.
Usposobienie to nie uszło uwagi retmana, Johna Block, człowieka nieustraszonego i pewnego, oddanego całem sercem swemu dowódzcy.
Załoga okrętu „Flag“, składająca się z dwudziestu majtków, nie należała do wyborowych i Harry Gould nie łudził się bynajmniej. Retman patrzył z niezadowoleniem na pobłażanie Roberta Borupt, okazywane niektórym majtkom, którzy właśnie źle służbę pełnili. Wydawało mu się to podejrzanem, nie przestawał więc śledzić porucznika, zdecydowany ostrzedz kapitana Goulda, który dawał chętny posłuch dzielnemu marynarzowi.
Od 22-go sierpnia do 9 go września, żegluga szła pomyślnie. Gdyby trzymasztowiec utrzymał się w tej średniej szybkości, byłby mógł dosięgnąć okolic Nowej Szwajcaryi około połowy października. Lecz w tym czasie poczęły się okazywać objawy nieposłuszeństwa pomiędzy załogą. Porucznik Robert Borupt nie przedsiębrał nic, żeby to powstrzymać. Obeznany z temi sprawami człowiek łatwo mógł poznać, że bunt się organizuje.
Jednak „Flag“ w dalszym ciągu posuwał się ku północo-wschodowi. Dnia 9-go września znajdował się prawie na środku oceanu Indyjskiego, na granicy Równika i Koziorożca, którą miał przebyć. Około trzeciej godziny po południu, zerwał się wicher z nawałnicą, wielkie niebezpieczeństwo dla okrętu.
Od pierwszej chwili Harry Gould zajął stanowisko na przodzie okrętu. Załoga trzymała się w pogotowiu wykonywania jego rozkazów. „Flag“ położył się na bok, bałwany mogły sprowadzić zgubę. Wszystkie siły trzeba było wytężyć aby go podnieść, następnie zwrócić przodem do bałwanów.
A jednak popełniono omyłkę, zapewne przez fałszywe wytłómaczenie rozkazów kapitana. Odpowiedzialność za to spadała na porucznika „Ten przeklęty Borupt chce nas zatopić!..“ krzyknął Harry Gould.
— Robi wszystko, co było do tego potrzebne! — od powiedział retman, próbując założyć drąg na ster.
Kapitan rzucił się na pomost, narażając się na porwanie przez bałwany i wpadł na tył statku.
— Do kajuty! — krzyknął na porucznika — do kajuty i nie waż się ztamtąd ruszyć!

Woda dobywała się na tyłach; zaledwie temu zaradzono.