Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/63

Ta strona została skorygowana.


Dwadzieścia minut jeszcze chwiał się, zanim wydął się cały. Szalupa mknęła teraz ze znaczną szybkością. Fritz i retman pytali nawet, czy nie minęła wyspy, jeżeli wogóle była jaka wyspa...
I znów zwątpienie powróciło... Czy Frank rzeczywiście widział ziemię w kierunku północnym?
— Jest-żeś pewny John Block — że szalupa ciągle szła na północ?
— Może być, żeśmy płynęli w złym kierunku — oświadczył retman. To też sądzę iż, najlepiej poczekać aż się horyzont rozjaśni, choćbyśmy mieli noc całą stać na miejscu...
Szalupa tedy stanęła z żaglem spuszczonym, przodem na północ.
W końcu wszelka niepewność znikła, kiedy około godziny szóstej wieczorem, słońce ukazało się na chwilę przed zapadnięciem po za falą.
— Tam jest północ! — rzekł Fritz, wskazując punkt trochę więcej na lewo, niż ten, ku któremu przód szalupy był zwrócony.
Prawie zaraz odpowiedział mu okrzyk ze wszystkich piersi:
— Ziemia!... ziemia!...
Mgły się rozwiały i wybrzeże odrzynało się w odległości pół mili.
Retman zwrócił w tę stronę szalupę. Maszt się nadął, w pół godziny szalupa przybiła do wybrzeża piaszczystego i zapuściła kotwicę poza długą skałą, w miejscu bezpiecznem od przypływu.


XXI.
Na lądzie. — Spokojna noc. — Widok wybrzeży. — Zniechęcające wrażenie. — Wycieczka. — Zdrój. — Skała. — Instalacya.

Nareszcie nasi opuszczeni stanęli na ziemi. Dwa tygodnie ciężkiej i niebezpiecznej żeglugi żadnego z nich nie pozbawiło ani sił ani odwagi. Kapitan Gould tylko cierpiał okrutnie, znużony gorączką. A jednak życiu jego nie zdawało się grozić niebezpieczeństwo.
Lecz na jaką ziemię wylądowali? Napewno nie jest to Nowa Szwajcarya. Gdyby nie bunt Roberta Borupt i załogi, „Flag“ byłby przybył tam w swoim czasie! Zamiast dobrobytu w Felsenheim, co im da ten ląd nieznany? Nie była to jednak chwila do żalów i przypuszczeń. Noc ciemna nie pozwalała nic rozpoznać, oprócz wybrzeża zamkniętego w głębi wzgórzami. W tych warunkach postanowiono pozostać na szalupie, aż do wschodu słońca.
Jenny, Doll i Suzan zajęły swoje miejsca przy kapitanie Gould, który wiedział, iż nakoniec dobili do jakiejś ziemi. Fritz i sternik czuwali, a Frank i James rozciągnęli się na ławkach dla przespania.
— Nic nie słyszałeś, sterniku?... zapytał Fritz, wytężając słuch.
— Nie... to fale pluskają przy brzegu... Dotąd nie podejrzanego, a choć czarno, jak w przepaści, ja mam dobre oczy...
Nazajutrz od świtu wszyscy byli na nogach, i ze ściśniętem sercem patrzyli na wybrzeże, na którem znaleźli przytułek.
Długa na jakie dziewięćset sążni wyspa otoczona, była skałami szaremi. Skały wznosiły się na tysiąc stóp po nad poziom morza. Cy wyspa ciągnęła się i za skałami? Kapitan Gould i jego towarzysze doznali najpierw uczucia zniechęcenia na widok tej wielkiej połaci piasku, ze sterczącemi gdzieniegdzie kawałkami skał. Ani drzewa, ani krzaków, ani śladu roślinności... Jedyna zieloność, nędzne mchy...
Królestwo zwierzęce ograniczało się do kilku gatunków ptaków morskich, których obecność ludzi pokój mąciła i które wydawały krzyki ogłuszające.
— No — rzekł sternik do Fritza — chociaż to wybrzeże niezbyt jest piękne, nie powód to jednak, żeby nie wylądować...
— A więc na ląd — spodziewam się, że znajdziemy schronienie u stóp tych skał.
— Tak... wysiądźmy — dorzuciła Jenny.
— Kochana żono — odezwał się Fritz — radzę ci, zostań na statku z panią Wollston i jej siostrą podczas naszej wycieczki... Możecie tu być spokojne, niema żadnego niebezpieczeństwa...
— Wreszcie, — rzekł sternik — prawdopodobnie nie stracimy się z oczu.
Fritz z towarzyszami wyskoczyli na piasek, Doll zawołała za nimi:
— Franku, przynieście nam co na śniadanie... Liczymy na was...
— Raczej my na was liczymy, Doll — odpowiedział Frank. — Zapuść wędki u stóp skały... Taka jesteś zręczna i cierpliwa...
Pogoda była dość przyjemna. Promienie słońca mgły przebijały. Fritz, Frank i John Block przeszedłszy wybrzeże piaszczyste, doszli do skał i weszli w jedno zagłębienie, dosyć oświecone, aby mogli zobaczyć, co w niem jest.
Grota wysoka na dwanaście stóp, szeroka na dwadzieścia, głęboka na pięćdziesiąt do sześćdziesięciu, zawierała różne zaułki, tworzące jak gdyby osobne pokoje dokoła sali ogólnej. Miałki piasek, bez śladu wilgoci, zastępował podłogę. Wchodziło się do groty otworem, który można było z łatwością zamknąć.
— Słowo honoru sterniku, nie mogliśmy nic lepszego znaleźć!... oświadczył John Block.
— Tego samego jestem zdania — odpowiedział Fritz. W każdym razie, niepokoi mnie, że wszystko puste i nieurodzajne. Prawdopodobnie i wyżej tak samo będzie...
— Zacznij od objęcia w posiadanie groty, a później, zobaczymy...
— Niestety... — rzekł Frank, to nie nasze mieszkanie w Felsenheim, i nie widzę nawet źródła wody słodkiej.
— Cierpliwości!... cierpliwości!... Znajdziemy w końcu jakie źródło pomiędzy skałami, lub strumyczek spadający z góry...