Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/7

Ta strona została skorygowana.

— Trzeba jednak na przygotowanie szalupy... zauważył pan Zermatt.
— To byłoby za długo, oświadczył Fritz, kajak wystarczy.
— Niech tak będzie!.. rzekł pan Zermatt.
Następnie dodał:
— Najważniejsze, postępować z wielką przezornością... Nie przypuszczam, ażeby dzicy malaje lub australczycy wylądowali na wybrzeże wschodnie... lecz ocean indyjski obfituje w piratów, a z ich strony można się wszystkiego obawiać...
— Tak... dodała pani Zermatt, — a lepiejby się stało, żeby ten okręt odpłynął, jeżeli...
— Pójdę sam, oświadczył pan Zermatt, i zanim wejdę w stosunki z tymi obcymi, dowiem się, co oni za jedni...
Plan był rozumny, pozostało tylko wykonanie.
Otóż jak na złość, pogoda zmieniła się od rana, wiatr zaczął wiać z zachodu, oziębiło się znacznie. Kajakiem nie podobna było się puszczać, nawet gdyby chodziło o dostanie się tylko do wysepki Rekina. Niebo pokryły chmury podnoszące się z zachodu, chmury zwiastujące wicher i burzę, jakich marynarze najbardziej się obawiają.
Lecz w niemożności użycia kajaka, czyż nie można było użyć szalupy, choć fale musiały być rozburzone po za obrębem zatoki...
Z wielką przykrością pan Zermatt musiał tego zaniechać.
Przed południem jeszcze zerwała się wściekła burza, nawet w zatoce Zbawienia. Jeżeli ta nagła zmiana pogody nie miała być długą, to jednak krzyżowała ona wszystkie zamiary, a nawet gdyby trwała tylko dwadzieścia cztery godzin, czy nie będzie wtedy za późno na poszukiwanie okrętu? Wreszcie, w razie gdyby miejsce, gdzie zarzucił kotwicę, nie przedstawiało bezpieczeństwa, opuściłby je i pchany wiatrem zachodnim straciłby prędko z oczu wybrzeża Nowej Szwajcaryi.
Z drugiej strony, Ernest przypuszczał, że może okręt będzie próbował schronić się w zatoce Zbawienia, jeżeli przepłynął za cypel wschodni?
— To jest możliwe, rzeczywiście, odpowiedział pan Zermatt — i nawet pożądane, pod warunkiem wszakże, abyśmy nie mieli do czynienia z piratami...
— Będziemy czuwać, ojcze, rzekł Frank. Będziemy czuwać dzień i noc...
— A jeszcze gdybyśmy mogli udać się do Prospect-Will lub choć do Falkenhorst, — dodał Jack, — lepiej jest ztamtąd obserwować morze!
Tak, zapewne, lecz nie można było o tem myśleć. Po południu burza się wzmogła, wściekłość fal się podwoiła. Deszcz padał tak ulewny, że wody strumienia Szakali wystąpiły i o mało nie uniosły mostu Rodziny.
Pan Zermatt wraz z synami dużo mieli do roboty, ażeby nie dać wodom zalać zagrody Felsenheim. Betsie i Jenny siedziały zamknięte w domu. Nigdy jeszcze żaden dzień nie upłynął tak smutno, z myślą, że okręt oddalił się może i nigdy nie powróci w te strony!
Z nadejściem nocy zwiększyła się gwałtowność burzy. Pan Zermatt na prośbę dzieci udał się na spoczynek, lecz zalecił, żeby Fritz, Ernest, Jack i Frank zmieniali się co godzinę Z galeryi widzieli morze aż do wysepki Rekina. Gdyby okręt ukazał się u wejścia do zatoki, byliby go spostrzegli, gdyby wystrzał się rozległ, byliby słyszeli pomimo huku bałwanów, rozbijanych się o skały wybrzeża. Skoro fale uspakajały się nieco, bracia okryci w nieprzemakalne płaszcze szli aż do ujścia strumienia Szakali, przekonać się, czy szalupa i łódź żaglowa trzymają się na kotwicach i sznurach.
Burza trwała czterdzieści ośm godzin.
Przez ten czas pan Zermatt i chłopcy zdołali zaledwie dostać się na połowę drogi do Falkenhorst, ażeby módz objąć okiem szerszy horyzont. Morze pokryte białą pianą puste było. W rzeczywistości, żaden statek nie ośmieliłby się zbliżyć do lądu podczas tej burzy!
Państwo Zermatt wyrzekli się już swoich nadziei. Ernest, Jack i Frank przywykli od dzieciństwa do tego życia, nie żałowali straconej sposobności. Lecz Fritz żałował jej dla nich, a raczej dla Jenny.
Zaprawdę, jeżeli okręt ich minął i nie powróci, jaki straszny zawód dla córki pułkownika Montrosel.. Możność powrócenia do ojca, sposobność powrotu do Europy, czy kiedy znów się zdarzy?
— Nie traćmy nadziei!.. powtarzał Fritz, który nie mógł patrzeć na boleść Jenny. Ten okręt lub inny powróci, ponieważ wiedzą już obecnie o istnieniu owej Szwajcaryi!
W nocy z 11 na 12 października, wiatr zaczął wiać z północy i niepogoda się skończyła.
W zatoce Zbawienia morze opadło szybko i od świtu fale nie występowały już na wybrzeże Felsenheim.
Cała rodzina opuściła zagrody i patrzyła z niepokojem na pełne morze.
— Udajmy się na wyspę Rekina — zaproponował Fritz... Niema żadnego niebezpieczeństwa dla kajaka...
— Co tam będziecie robili?... zapytała pani Zermatt.
— Może okręt schronił się tam przed burzą... a nawet jeżeli musiał, w obawie rozbicia, wypłynąć na pełne morze... to może powrócił?.. Damy kilka strzałów... a jeżeli nam odpowiedzą...
— O tak... Fritz... tak! odezwała się Jenny, która chciałaby już sama być na wysepce.
— Fritz ma racyę — rzekł pan Zermatt... niczego nie należy zaniedbywać... Jeżeli okręt jest tam, usłyszy nas i odpowie!...
Kajak przyrządzono w kilka minut. Lecz kiedy Fritz chciał w niego wsiadać, pan Zermatt poradził mu żeby został w Felsenheim z matką, braćmi i Jenny, a Jack będzie ojcu towarzyszył. Wezmą z sobą flagę, ażeby dać znać, czy jest jaka dobra wiadomość, lub czy grozi niebezpieczeństwo. W tym ostatnim wypadku potrząsnąwszy trzy razy flagą, wrzucą ją w morze, a wtedy Fritz, zaprowadzi całą rodzinę do Falkenhorst. Pan Zermatt i Jack połączą się z nimi jak najprędzej, a jeśli będzie trzeba, schronią się wszyscy bądź do folwarku Waldegg lub Zuckertop, bądź nawet do pustelni Eberfurt. Przeciwnie, jeżeli pan Zermatt dwa razy powieje flagą i zatknie ją potem tuż przy bateryi, to będzie znak, że nie ma żadnego powodu niepokoić się i Fritz będzie czekał powrotu ojca w Felsenheim.
Znaki te z łatwością mogły być widziane przez lunetę, stojąc przy ujściu strumienia Szakali.
Jack sprowadził kajak do stóp skały, i wsiadł, razem z ojcem. Pchany falą, lekki statek mknął szybko ku wysepce Rekina.
Z jakim biciem serca pan Zermat dobijał do wysepki, z jakiem pośpiechem Jack i on wdrapywali się na wzgórze!
Przybywszy do szopy, zatrzymali się.
Ztąd wzrok ich obejmował szeroki horyzont.
Żadnego żagla na powierzchni morza, ciągle zburzonego i ciągle pustego.
W chwili, gdy wchodzili pod szopę, pan Zermatt zapytał ostatni raz Jacka: