— Ale którędy tam się dostali obydwa?... zapytał kapitan.
— Dowiemy się!... odparł sternik.
John Block zapalił grubą świecę
Że albatros był za ścianą, nie podłegało wątpliwości, ponieważ krzyk jego wciąż się dawał słyszeć. W każdym razie, jeżeli nie wcisnął się przez jaką szparę zewnętrzną, należało przekonać się, czy ściana w głębi nie miała otworu. Ze świecą w ręce sternik badał ścianę.
Na jej powierzchni zauważył tylko kilka szpar wązkich, przez które ani albatros ani Bob by się nie przecisnął. Prawda, w niższej cześci ściany była dziura na dwadzieścia pięć cali średnicy, dość szeroka, żeby nią przeszło dziecko i ptak.
Jednak, ponieważ krzyk albatrosa ustał, wszyscy pomyśleli, że kapitan Gould, sternik i Fritz byli w błędzie.
Jenny wtedy zajęła miejsce sternika i pochyliwszy się do otworu, zawołała kilka razy ptaka, przyzwyczajonego do jej głosu i pieszczot.
Krzyk jej odpowiedział i prawie zaraz albatros wyszedł z otworu.
— Bob!... Bob!... powtórzyła Jenny.
Dziecko ani odpowiedziało, ani się nie pokazało...
— Czekajcie... rzekł sternik.
Ukląkł na ziemi, powiększył otwór, wyrzucając piasek poza siebie i zapuścił się w niego.
W minutę potem, ukazał się z zemdlonym małym Bobem na rękach, który niebawem odzyskał przytomność, w objęciach matki.