Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.


Lecz wtedy, z tej strony byłaby komunikacya ze stokiem południowym?...

Co tam być może? — zapytał Fritz, wskazując na wierzchołek...

Nagle świeca, którą Fritz wodził wzdłuż i szerz ściany, zgasła, widocznie pod silniejszym powiewem. Fritz nie żądał więcej, przekonał się i w tej chwili uczynił odwrót. Wkrótce potem Fritz, kapitan Gould, John Block, Frank, James wchodzili ze świecami do drugiej groty. Fritz się nie mylił. Świeży podmuch ciągnął przez korytarz.
Sternik świecąc od góry do dołu zauważył, że korytarz zamknięty był tylko nagromadzeniem kamieni, spadłych zapewne z góry.
— Drzwi — wykrzyknął — oto drzwi a do otwarcia ich nie trzeba klucza!... Ah! kapitanie, ty zawsze masz racyę...
— Do roboty... do roboty!... — odpowiedział Harry Gould
Z łatwością przyszło oczyścić przejście z kamieni. Podawano je sobie z rąk do rąk. W miarę posuwania się roboty, przeciąg powietrza stawał się silniejszy. Kwadrans wystarczył na zupełne otworzenie przejścia.
Fritz wszedł pierwszy, na strome wzniesienie, słabo światłem dziennem oświecone. Był to wąwóz, którego boki wysoko się wspinały. A więc przylądek był rozpęknięty przez całą swoją grubość... Lecz gdzie dochodziła ta rozpadlina? Wszyscy chcieli iść w to przejście.
Kapitan Gould wymógł, żeby zjedzono śniadanie, a w przewidywaniu opóźnienia, zabrano prowizyi na na kilka dni.
Po skończeniu posiłku, męczyźni zabrali żywność, opuszczono pierwszą grotę i z albatrosem, który szedł przy Jenny, wszyscy przebyli otwór korytarza. Przy wejściu do rozpadliny Fritz i Frank poszli naprzód, potem Jenny, Doll, Suzan, trzymając za rękę małego Boba, za nimi James i kapitan Gould, sternik zaś pochód zamykał.
Z początku wązki wąwóz rozszerzał się dalej i wspinał powoli w górę. Około godziny dziesiątej, musiano odpocząć w zagłębiu półkulistem, po nad którem ukazywał się szerszy szmat nieba. Około drugiej, zatrzymano się znów, nie tylko dla odpoczynku, lecz i dla posiłku. Fritz żądał, żeby Jenny z panią Wollston i Doll, zostały na tem miejscu pod opieką Franka, on zaś z kapitanem i sternikiem postarają się dotrzeć na szczyt przylądka, a następnie powrócą do nich. Lecz kobiety nie zgodziły się na to, o trzeciej godzinie wyruszyli wszyscy, choć coraz większe trudności były do zwalczenia. W końcu po niesłychanych wysiłkach, na chwilę przed piątą, znaleźli się na szczycie przylądka.
Nic nie widać ani na południe, ani na wschód ani na zachód... Nic tylko szerokie morze!...
Na północ płaskowzgórze ciągnęło się bardzo daleko... Czyż trzeba iść na tamtą stronę aż do końca, aby ujrzeć znów tylko morze?...
Ani kapitan Gould, ani nikt z obecnych nie wymówił ani słowa. Ostatnia nadzieja przepadła. Ta straszna samotność nie przedstawiała żadnych środków... pozostało tylko wracać na wybrzeże, zamknąć się w grocie na długie miesiące pory deszczowej i nie oczekiwać ratunku z zewnątrz!...
Fritz zrobił znów propozycyę:
— Kochana Jenny — rzekł — niech Frank odprowadzi ciebie, Doll i panią Wollston z synkiem do groty... Nie możecie spędzić nocy na tym szczycie... Kapitan, John Block i ja, zostaniemy, a jutro jak świt, rozpoczniemy rozpoznawanie miejscowości.
Jenny nie odpowiadała, Suzan i Doll patrzyły na nią pytająco...
— Jenny... podjął Fritz, — proszę cię... idź.... My jutro powrócimy..
Jenny ostatni raz spojrzała na wszystkie strony...
Młoda kobieta zrozumiała, iż trzeba usłuchać rady męża, i nie bez żalu, rzekła:
— Chodźmy...
— Chodźmy... powtórzył Frank.
Naraz sternik zerwał się i pochylił na północ, przykładając rękę do ucha.
Wystrzał, przygłuszony oddaleniem, dał się słyszeć.
— Wystrzał armatni! — krzyknął John Block.



XXVI.
Wszyscy chcą zostać na miejscu. — Noc na płaskowzgórzu. — W drodze na północ. — Flaga brytanska. — Gęste mgły. — Okrzyk Fritza.

Nieruchomi, z sercem wzruszonem, wzrokiem skierowanym w stronę północną, słuchali wszyscy, dech nawet wstrzymując.
— Najpewniej okręt przepływa w pobliżu wybrzeża... rzekł w końcu Harry Gould.
— Dlaczegóżby ten wystrzał nie mógł pochodzić z lądu?... odezwała się Jenny.
— Z lądu, kochana Jenny?... odpowiedział Fritz. Czyż byłaby ziemia w pobliżu tej wysepki?
— Sądzę, że raczej okręt znajduje się na morzu w stronie północnej... powtórzył kapitan Gould.
— Z jakiego powodu miałby strzelać z armaty?.. zapytał James.
— Rzeczywiście... dlaczego?... — powtórzyła Jenny.
Teraz nie było już mowy ani o puszczaniu się w wąwóz, ani o powrocie do zatoki Żółwiej... Bez