— Sprobujmy dotrzeć do Felsenheim...
— Idźmy — zawołał Frank.
— Będę wam towarzyszył, — oświadczył kapitan Gould.
— Ja także... — dodał John Block.
— Dobrze — odpowiedział Fritz; lecz James zostanie z Jenny, Doli i Suzan, które dla bezpieczeństwa wejdą na górę..
— Chodźmy zaraz — zaproponował John Block — a ztamtąd może zobaczymy...
— Na górę... na górę!... odpowiedział Fritz na propozycyę sternika.
— W kilka chwil, wszyscy przebyli schody wewnątrz drzewa i stanęli na otaczającym go balkonie, ocienionym liśćmi.
Skoro Fritz i Frank przybyli na platformę, pośpieszyli do pierwszego pokoju.
Ani ten, ani przytykające nie przedstawiały najmniejszego nieporządku: pościel w dobrym stanie, sprzęty na swojem miejscu. Jenny z Doll przebiegła przez wszystkie pokoje, które tak dobrze znała. Zdawało się naprawdę, że panie Zermatt i Wollston sprzątnęły wszystko i ledwo co ztąd wyszły.
Skoro powrócili na balkon, Fritz i sternik wdrapali się na najwyższe gałęzie magnolii, ażeby rozejrzeć się jak najdalej. Nic podejrzanego nie ukazało się ani na północ, ani w żadnej innej stronie.
Fritz i John Block po dziesięciu minutach rozpatrywania zeszli znów na balkon. Posługując się lunetą, którą pan Zermatt zostawiał zawsze w Falkenhorst, badali pilnie horyzont w stronie Felsenheim. Nikt się nie ukazywał...
A więc chyba obydwóch rodzin nie było już na wyspie. A może uprowadzone zostały przez korsarzy do którego z folwarków Ziemi Obiecanej, lub nawet w inną stronę Nowej Szwajcaryi.
W każdym razie na taką hypotezę Harry Gould postawił zarzut, na który trudno było odpowiedzieć:
— Korsarze, jeżeli to oni byli — musieli przybyć morzem, a nawet przybić do lądu w zatoce Zbawienia... Trzebaby było wnosić zatem, że odpłynęli z powrotem... zabierając może...
Nikt nie śmiał dopowiedzieć reszty...
Felsenheim wydawało się zupełnie opuszczone. Z wierzchołka drzewa nie widać było ani śladu dymu. A może obie rodziny opuściły Nową Szwajcaryę dobrowolnie, panieważ „Likorne” nie ukazała się w oznaczonej porze.
— A w jaki sposób?... zapytał Fritz, który chciałby się uczepić tej myśli.
— Na pokładzie jakiego okrętu zabłąkanego w te strony... bądź na jednym z wysłanych z Anglii, bądź na jakim innym, który traf tu sprowadził...
— Nie można się wahać... idźmy na zwiady...
— Idźmy! — odpowiedział Frank.
W chwili gdy Fritz gotował się do zejścia na dół, Jenny zatrzymała go, mówiąc:
— Zdaje się, że widzę dym po nad Felsenheim.
Fritz pochwycił lunetę i patrzył w stronę południa...
Jenny miała słuszność. Dym widoczny, gęsty wznosił się po nad skałami okalającemi Felsenheim.
— Oni tam są... oni tam są... — krzyknął Frank, i my powinniśmy być już przy nich!
Nikt o tem nie wątpił... W każdym razie zimny rozsądek powrócił, przynajmniej kapitanowi Gould i sternikowi.
Rzeczywiście, dym dowodził, że Felsenheim jest zamieszkane w tej chwili... Ale czy nie przez rabusiów?... To też wypadało zbliżać się z wielką ostrożnością. W końcu wszyscy już mieli wyjść, kiedy Jenny opuściwszy lunetę, rzekła:
— A dowodem że nasze rodziny są na wyspie.. to jest, że flaga powiewa na wysepce Rekina!
To było prawdą, nie spostrzeżono dotąd flagi białej z czerwonem, kolorów Nowej Szwajcaryi. Lecz, słowem, czy była to pewność, że pan Zermatt, pan Wollston, ich żony i dzieci, nie opuścili wyspy?... Czy zwykle flaga nie powiewała w tem miejscu?...
Nie chciano dyskutować... Wyjaśni się wszystko w Felsenheim... zanim godzina upłynie...
— Idźmy... idźmy!... powtórzył Frank i skierował się do schodów.
— Stójcie... stójcie!... rzekł naraz sternik, zniżając głos.
Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.