Strona:PL Jules Verne Druga ojczyzna.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

— Pewni jesteście, że słyszeliście obydwa z bratem wystrzały?..
— Jak najpewniejsi!.. odpowiedział Jack, odgłos szedł ze wschodu...
— Dałby Bóg! — rzekł pan Zermatt.
Ponieważ Jack i Fritz nabili armatki, trzeba więc było tylko lont zapalić.
— Jack! odezwał się pan Zermatt, dasz dwa strzały, w odstępie dwóch minut, potem nabijesz znów jedną armatkę i wystrzelisz po raz trzeci...
— Rozumiem, ojcze — odpowiedział Jack. A ty?
— Ja stanę na brzegu płaszczyzny zwrócony do wschodu, a jeżeli odpowiedź z tamtej strony przyjdzie, usłyszę ją...
Pan Zermat stanął na obranem miejscu.
Wtedy Jack w umówionych odstępach czasu wystrzelił trzy razy. Następnie podbiegł do ojca i obydwa stali nieruchomi, nasłuchując od strony wschodu
Pierwszy wystrzał doszedł dość wyraźnie do wysepki Rekina:
— Ojcze... krzyknął Jakób, okręt jest tam jeszcze...
— Słuchajmy! — odpowiedział Zermatt.
Sześć wystrzałów w równych odstępach nastąpiło po pierwszym. A więc nietylko okręt odpowiadał, lecz zdawał się mówić, że na tem nie poprzestanie.
W tej chwili pan Zermatt potrząsnąwszy dwa razy flagą, zatknął ją obok bateryi.
Jeżeli strzały z okrętu nie doszły do Felsenheim, przynajmniej dowiedzą się, że niema żadnego niebezpieczeństwa.
A wreszcie, w pół godziny potem, kiedy kajak wrócił do przystani, Jack już krzyczał:
— Siedm strzałów!.. Dano siedm strzałów?..
— I niech Bóg siedm razy będzie błogosławiony odpowiedział Frank.
Jenny pod wrażeniem wielkiego wzruszenia, uchwyciła rękę Fritza, potem rzuciła się w objęcia pani Zermatt, która pocałunkami łzy jej osuszała.
Więc nie ma wątpliwości, okręt jest, skoro odpowiedział na strzały z bateryi Rekina.
Z jakiegokolwiek bądź powodu, stał jednak w jednej z przystani wybrzeża wschodniego...
Może nawet nie opuszczał jej podczas burzy?..
A teraz nie odpłynie, nie skomunikowawszy się z mieszkańcami tej ziemi nieznanej... a czy nie będzie najlepiej nie czekać, aż ukaże się w blizkości zatoki?..
— Idźmy na jego spotkanie... powtarzał Jack.. idźmy w tej chwili...
Lecz rozsądny Ernest zaczął robić uwagi, którym pan Zermatt przyznał racyę.
Nie wiedziano, do jakiej narodowości okręt należał... Możliwem było, że należał do piratów, licznych, jak wiadomo, w owej epoce na oceanie Indyjskim?.. Kto wie nawet, czy ten okręt nie wpadł w ręce tych rozbójników?.. W takim razie, na jakież straszne niebezpieczeństwo będą narażeni pan Zermatt i jego rodzina?
Wszystkie te kwestye były do roztrząśnięcia.
— A więc, rzekł Fritz, musimy zdecydować cośkolwiek i to jak najprędzej.
— Tak... trzeba koniecznie... odezwała się Jenny, nie mogąc powstrzymać niecierpliwości.
— Wsiądę w kajak — dodał Fritz — a ponieważ stan morza nie pozwala, okrążę przylądek wschodni...
— Niech tak będzie, odpowiedział pan Zermatt, gdyż nie możemy tak pozostać...