Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/121

Ta strona została przepisana.
— 111 —

głowa, bym nie skorzystał z reklamy, która nas wszędzie wyprzedzi, ściągając koło mojego siłacza wszystkich miłośników sportu boksowania. Rozpocznie się więc cała serya popisów, będą się tłukli pięściami, łamali kości, wybijali zęby, a ja przy tem wszystkiem zgarnę sporo złota do worka.
Tymczasem zarówno w Chicago, jak i w wielu innych większych miastach północnej Ameryki, spekulanci pootwierali biura „zakładów“ z oddzielną rubryką dla każdego z „sześciu“, a właściwie już teraz „siedmiu“ partnerów, na których publiczność śpieszyła stawiać sumy różnej wartości, zupełnie jak w totalizatorze przy wyścigach konnych. Tylko, że gdy tutaj ani zdolności, ani przeszłe zasługi nie odgrywały żadnej roli przy wyborze, przeto kierowano się jedynie większą lub mniejszą sympatyą dla wybranej osobistości.
Odtąd więc już nietylko dla czczej ciekawości, lecz z rzeczywistego interesu wyglądano ze wzrastającą niecierpliwością dnia 30-go kwietnia, jako terminu rozpoczęcia szalonej gry Williama I. Hypperbona.
Ale oto ku najwyższemu zdziwieniu rozchodzi się wieść w wilię rzucenia kości, że pierwszy partner, Maks Rèal, nie wrócił jeszcze ze swej wycieczki artystycznej.
Cóż będzie jeśli nie zdąży stawić się w Auditoryum na oznaczoną godzinę?...