Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/122

Ta strona została przepisana.
— 112 —

Biedna matka artysty sama wielce tem zafrasowana, nie wie, co ma odpowiedzieć badającym ją reporterom.
— Gdyby też jaka przeszkoda wstrzymała jego powrót — myśli z samolubnem zadowoleniem kommodor — jakżebym wiele zyskał, mając już nie sześciu, lecz pięciu przeciwników do zwalczenia!...
Nadszedł nareszcie dzień oczekiwany. Publiczność znowu tłumnie cisnęła się do sali, a nikt nie umiał jeszcze powiedzieć, czy Maks Rèal był czy nie był obecny.
Mimo tego rejent Tornbrock wraz z uderzeniem godziny dwunastej, w najbliższem otoczeniu prezesa Higginbotham i członków Klubu Dziwaków, wyrzucił na stół z drewnianego kubeczka obie kości gry i donośnym obwieścił głosem:
— Cztery i cztery... ośm! Stan Kanzas!...