Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/140

Ta strona została przepisana.
— 128 —

I jakżeby tak namiętni gracze giełdowi, jakimi są Omahanie, zdołali się oprzeć pokusie stawiania sum znacznych na tego lub innego z partnerów, których los rozeszle po przestrzeniach państwa? Ale artysta, dziwnie obojętny na te względy publiczności, nie raczył tu nawet ujawnić swego nazwiska i dla większej swej spokojności zjadł obiad w jakiejś drugorzędnej restauracyi.
Niepoznany, a zatem i nie krępowany niczem, Maks Rèal obszedł ze swym towarzyszem środkowe dzielnice tego miasta, zbudowanego przyjętym tu ogólnie zwyczajem w prostych liniach szachownicy i składających się z równych, tuż przy sobie położonych kwadratów, w liczbie pięćdziesięciu czterech.
Zwiedzanie miasta zajęło mu kilka godzin czasu i gdy zbliżała się szósta, pośpieszył na brzeg rzeki, do przystani.
Tu właśnie parowiec „Richmond“ gotował się do drogi. Wedle rozkładu jazdy jeden dzień wystarczy mu na przebycie stu pięćdziesięciu mil, by dosięgnąć Kanzas-City.
Artysta wraz z Tommym zajęli miejsca na pokładzie. O, gdyby tylko pasażerowie parowca domyśleć się mogli, że jeden z partnerów głośnej gry znajduje się pośród nich, jakieżby mu urządzili owacye!... Ale Maks Rèal zachował najzupełniejsze incognito, którego Tommy nie odważył się też zdradzić.