Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/144

Ta strona została przepisana.
— 132 —

Maks Rèal przepędzał dzień za dniem tak przyjemnie, że ani się spostrzegł, gdy już trzynastego maja stanął w stołecznem mieście Topeka, któremu nazwę tę nadano od gatunku dziko rosnących tam kartofli.
Kilka godzin wystarczyło podróżnym na konieczny odpoczynek, poczem obaj zwiedzili miasto, którego trzydzieści dwa tysiące mieszkańców trudnią się głównie przemysłem lub handlem i bussines“ (interes) jest dla nich, jako dla prawdziwych Amerykanów, kwestyą więcej niż gdziekolwiek żywotną.
Nie witany, ani żegnany przez nikogo wyruszył artysta w dalszą drogę, wczesnym rankiem 14-go maja.
Gdyby zechciał, mógłby tego samego jeszcze dnia stanąć w Fort-Riley, to jest u celu swej pierwszej podróży, od którego oddzielało go już zaledwie sześćdziesiąt mil angielskich. Po cóż jednak miałby przybyć tam zawcześnie? Czyż nie lepiej korzystać jeszcze z czasu i dogadzać swym upodobaniom artystycznym?
Jak pomyślał tak też zrobił. Na przedostatniej stacyi przed Fort-Riley wysiadł z wagonu ze swym służącym i lekkim krokiem skierował się ku lewemu brzegowi Kanzasu, nie przypuszczając, że może być łatwo narażonym na usunięcie z gry, tak wiele obiecującej.
Miejsce, do którego wypadkowo zaszedł, było jednem z piękniejszych. Na zakręcie bie-