Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/164

Ta strona została przepisana.
— 152 —

— Jeżeli tak potrwa dłużej, to nieszczęsna ta wyprawa może zająć podwójną ilość czasu i zamiast trzydziestu kilku, przeciągnąć się najfatalniej dla mnie do jakich ośmdziesięciu godzin — myślał zrozpaczony Milner, który przeszedł wszystkie stopnie niepokoju, gdy jego towarzysz przechodził wszystkie fazy tej szkaradnej choroby, zwanej morską.
Nareszcie dziewiątego maja nad wieczorem, po gwałtownym, lecz na szczęście krótkotrwałym wichrze, ukazały się piaszczyste wybrzeża Teksasu, otoczone niby koronką, drobnemi wysepkami, wokoło których unosiły się liczne stada pelikanów.
Biedny Tom Crabbe! Teraz chociaż często, może nawet zbyt często otwierał usta, nie jadł przecie już nic zupełnie od ostatniego posiłku, spożytego w porcie Eads.
Milner pocieszał się jeszcze nadzieją, że jego olbrzymi pupil zdoła w końcu przezwyciężyć chorobę i okaże się mniej więcej możliwym dla oka ludzkiego, skoro parowiec nie kołysany już wzburzoną falą morską, wpłynie do zatoki Galweston.
Ale i ta nadzieja go zawiodła. Nawet na spokojnych już wodach, Crabbe był ciągle niemożliwy...
Miasto Galweston rozkłada się na samym krańcu małego piaszczystego przylądka. Z wielkim nakładem zbudowany wiadukt, łączy je