dworcu, by ich pożegnać, z czego byli nawet dość niezadowoleni.
Trzeci bowiem partner, jako właściciel znacznego kapitału, już tem samem wydawał się ulubieńcem fortuny; a gdy przedstawiał możność opłacenia kar, któreby na niego w czasie gry przypadały, nie było obawy, aby z takowej przedwcześnie usunąć się był zmuszony. Zresztą, i to rzecz niemałej wagi, człowiek takiego pokroju, jak Herman Titbury, nie da się obałamucić fantazyi czy rozrywkom, nie zboczy z najprostszej drogi, mając za cel jedyny stawienie się na miejscu wyznaczonem o ile można najwcześniej.
Wszystkie te warunki, dające wszelką rękojmię wygranej, odpowiadały oczywiście amatorom tem więcej, że nie każdy z partnerów mógł się niemi pochwalić; więc choć na niewidzianego postawiono na trzeciego partnera sumy poważne.
Tymczasem zacne małżeństwo Titburów ułożyło plan swej podróży najprostszy, najmniej kosztowny. Nie zatrzymując się nigdzie, choćby dla nocnego spoczynku w hotelu, jechali dniem i nocą, przesiadając się z jednej linii kolei na drugą; nawet pożywiali się tylko w wagonie zabranemi z domu zapasami.
Tak względnie dość szybko przejechali Stany: Illinois, Indiany, Ohio, New-York i New-Hampshire. Ominęli też na pograniczu Maine
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/177
Ta strona została przepisana.
— 165 —