Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/18

Ta strona została przepisana.
— 12 —

— I napewno jeszczebyś pan zyskał — przytakuje barczysty mężczyzna — zapewne jeden z tych, którzy są czynni w bydłobójni na Stock-Yards.
— Ho, ho, ile to im teraz jeden dzień przyniesie dochodu — odezwał się ktoś inny.
— Już im to wystarczyć może...
— Spodziewam się, taki majątek...
— A ile też? Ile?... — pytano.
— No zawsze pewnie nie mniej jak dziesięć milionów dolarów dla każdego....
— Eh, to mało... będzie ze dwadzieścia..
— Cóż znowu dwadzieścia! Powiedz pan raczej czterdzieści!
I dzielni ludziska, począwszy raz wyliczać wielkie sumy, w jednej chwili doszli do miliarda, który to wyraz zresztą bywa w codziennem w użyciu Stanach Zjednoczonych.
Tymczasem kondukt, przy dźwiękach orkiestry lub wesołych pieśniach chóru, przerywanych od czasu do czasu radosnymi okrzykami tłumu, wyszedłszy z parku, skierował się ku zachodniej stronie miasta, postępując aleją Fullerton tak szeroką, że mimo wielkiego zbiorowiska ludzi, zostawało jeszcze dość miejsca dla swobodnego ruchu wozu i tych, którzy stanowili główny orszak.
Po przejściu mostu dosięgnięto wspaniałej ulicy zwanej bulwarem Humboldta, na której przeciwnym krańcu znajduje się park ró-