Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/180

Ta strona została przepisana.
— 168 —

Toż wszystkie myśli, dążenia, cała ich dusza, żyła tylko pragnieniem złota. Jego blask był najpiękniejszym widokiem, jego dźwięk najmilszą muzyką dla tych lichwiarzy, tych chciwców, tych dusigroszów, których typ, znany od wieków, był i pozostanie zawsze plagą ludzkości.
Gdy więc tylko i jedynie pieniądz istniał dla Titburów, i nic innego nie mogło ich zająć, skracali sobie czas musowego czekania spacerem na wybrzeża, gdzie pewni, że nie zwrócą na siebie niczyjej uwagi, patrzyli prawie bezmyślnie na łodzie rybackie, które z rana dążyły za połowem, a powracały wieczorem z ładunkiem makreli, śledzi lub łososi.
A jednak chociaż tak ukryci pod przybranem nazwiskiem, drżeli ciągle ze strachu, by ich wypadkiem nie zdemaskowano, co mogłoby pociągnąć za sobą, wedle ich rozumowania, powiększenie wydatków.
Tymczasem mieszkańcy Calais zainteresowani nie mniej od innych obywateli Stanów Zjednoczonych wielką grą Hypperbona, śledzili uważnie jej przebieg i gdy gazety i telegramy powiadomiły ich, że trzeci partner wysłany został do ich grodu, powzięli zamiar przyjęcia go z pewną uroczystością. Napróżno jednak oczekiwali go z dnia na dzień; żaden Titbury nie podał się do ksiąg przyjezdnych gości, a nikt