Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/187

Ta strona została przepisana.
— 175 —

du. Udali się tam, nadrabiając miną, uprzejmi, uniżeni nieledwie.
Ale sędzia był człowiekiem nieugiętej surowości. Tonem ostrym i suchym zadawał pytania mniemanym państwu Field, i po skończonej indagacyi ogłosił im wyrok opłaty stu dolarów, jako prawem przepisanej kary za przestąpienie ustawy tak ważnej.
Tego już było za wiele. Chociaż Herman Titbury umiał panować nad sobą, chociaż go żona usiłowała powstrzymać — skąpiec wybuchnął strasznym gniewem, począł się rzucać i grozić sędziemu. Na co tenże z całym spokojem podwoił sumę kary za brak uszanowania względem urzędnika.
Tu już Titbury wpada w złość szaloną. Jakto, on ma płacić dwieście dolarów; dodać jeszcze taki wydatek do kosztów całej podróży do tego podłego Stanu Maine! Nie, nigdy, raczej wszystko stawi na kartę, raczej nawet poświęci korzyści swego incognito.
Skrzyżowawszy ramiona, z pałającemi policzkami przechyla się przez stół i syczącym głosem pyta sędziego:
— Czy wiesz pan kogo masz właściwie przed sobą?...
— Wiem — przerwał sędzia — mam przed sobą człowieka źle wychowanego, którego skazuję za grubiańskie zachowanie się w sądzie, na trzysta dolarów kary.