Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/192

Ta strona została przepisana.
— 180 —

daj zmiarkował, jak przeszedł do sąsiedniego, skąd znowu do następnych, aż w końcu przebiegł cały pociąg od maszyny do ostatniego wagonu i znowu z powrotem, właśnie gdy tenże pełną siłą pary okrążał południowe wybrzeża jeziora Michiganu.
Kymbale wyjechał sam; nawet swym braciom po piórze podziękował za ofiarowane sobie towarzystwo; lecz nie idzie zatem, by miał zamiar odosobniać się i oddawać niemym rozmyślaniom. Bynajmniej! Wszyscy podróżni, jakich spotka w swej drodze, staną się mu towarzyszami. Ani mu się też śniło zachować incognito, jak to uczynił Maks Rèal lub Herman Titbury. O nie, onby bodaj gotów wypisać nawet na swym kapeluszu, „czwarty partner gry Hypperbona“, aby wszyscy wiedzieli, że należy do tych szczęśliwych, których los wybrał z pomiędzy setek tysięcy.
Że zaś był ogólnie w swem rodzinnem mieście znany i liczne miał koło przyjaciół, więc w chwili odjazdu żegnał go taki tłum na peronie, tak głośne rozbrzmiewały wiwaty i życzenia, że przytłumiły nawet świst lokomotywy, goniąc za ruszającym z miejsca pociągiem.
I gdy on sam objawiał takie zadowolenie i taką w sobie pokładał ufność, gdy oddawna zyskał uznanie wyjątkowo zaradnego i śmiałego, nikt się nie wahał w zakładach o jego