zmęczony trudami szalonej jazdy, przyszedł dopiero o godzinie trzeciej, czyli przed samym wyjazdem dziennikarza.
— No jakże tam przyjacielu, wszystko dobrze? — zapytał go Kymbale.
— Dziękuję panu, dobrze.
— A pamiętaj, że jesteś teraz wspólnikiem mej przyszłej fortuny.
— O nie panie, po tysiąc razy nie, ja nie zasłużyłem na to...
— Przeciwnie, mój zuchu, wdzięczny ci jestem za twoją gorliwość, twe poświęcenie nawet, bez którego byłbym niechybnie przybył zapóźno i został usunięty z gry. Wszakże ostatecznie od paru minut wszystko zawisło...
Izidorio wysłuchał tej pochwały ze zwykłą sobie pochmurną miną, poczem rzekł:
— Jeżeli pan jesteś zadowolony, ja nim jestem również...
— Bardzo mię to cieszy. A teraz pamiętaj zachować ten papier jako cenny dokument, i skoro się dowiesz, że zostałem zwycięzcą w wielkiej grze Hypperbona, przyjedź sam do Chicago po należne ci kapitały. Bądź pewny, że cię nie pokrzywdzę.
W odpowiedzi na to zaproszenie Izidorio potarł ręką czoło, jak to czyni człowiek, mający coś do powiedzenia, ale waha się jeszcze.
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/218
Ta strona została przepisana.
— 206 —