Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/224

Ta strona została przepisana.
— 212 —

je i nikt nie wie, gdzie obecnie znajdować się może...
— Żeby go tylko co złego nie spotkało — odpowiedziała Polka. — Szczerze mówiąc, ze wszystkich partnerów, on jeden najwięcej mnie zainteresował.
— Czy dla tego, że ci życzył szczęśliwej podróży?
— Dlatego, że mi się przedstawił najgodniejszym łaskawych względów losu...
— W każdym razie myślę, że po tobie dopiero, Helu.
— Nie, przede mną...
— Ach, rozumiem! Gdybyś sama nie należała do „siedmiu“, życzyłabyś mu wygranej.
— Nawet należąc, życzę mu jej szczerze...
— Bardzo pięknie! Ale ponieważ ja, jako twoja przyjaciółka, także należę do tej gry, więc zanim błagać będziesz nieba o względy dla Maksa Rèala, pomyśl najpierw o mnie... Zresztą, kto wie, co się z nim teraz dzieje, może jaki wypadek nieszczęśliwy...
— O nie, Jowito, miejmy nadzieję, że przybył szczęśliwie do Port Riley.
— Ależ miejmy, miejmy tę nadzieję! — potwierdza Amerykanka, z odbłyskiem filuteryi w czarnych swych oczach, a po chwili dodaje: — Nigdy też nie pytałaś o Toma Crabba? Teraz właśnie jest on ze swoim opiekunem w podróży do Teksas. Czy i dla tego