Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/225

Ta strona została przepisana.
— 213 —

skorupiaka te same, jak dla Rèala, masz życzenia?
— Przedewszystkiem pragnę, żeby los nie wysłał nas czasem do kraju tak odległego.
— Znakomita jesteś...
— Bo widzisz, my przecież słabe tylko kobiety i Stan najbliższy Illinois, byłby dla nas najodpowiedniejszy.
— Zgadzam się na to w zupełności. Jeżeli wszakże los nie zechce zdobyć się na tyle galanteryi, by nie narażając nas na zbytnie utrudzenie, jeżeli przeciwnie w przystępie kaprysu wyśle nas na brzeg Oceanu Atlantyckiego czy też Spokojnego, albo do Zatoki Meksykańskiej, trudna rada, trzeba się temu poddać bez szemrania.
— Trzeba będzie się poddać, skoro tak chcesz, Jowito — potwierdziła z westchnieniem Helena.
— Ale przecież nie dla tego, że ja chcę, tylko, że taką jest konieczność — zawołała panna Foley. Ty, Helu, myślisz tylko o wyjeździe, nigdy o przybyciu, o wielkiem przybyciu do sześćdziesiątej trzeciej przedziałki... a ja znów o tem tylko marzę dnie i noce....No, i o następnym powrocie do Chicago, gdzie nas czekają miliony u zacnego rejenta...
— Tak, sławne miliony czekają, tylko zapewne nie na nas...