ciu, prócz tego, przedstawiali razem niebywałą w świecie cyfrę kapitałów, prowadzili w salonach swego klubu, zdala od gwaru miejskiego, spokojne życie, zapełniane czytaniem rozlicznych gazet i pism tygodniowych, albo grą mniej więcej wysoką, jak to zresztą bywa w każdym innym klubie.
To też odnośnie do przeszłości, jak do chwili obecnej, panowie ci mówili sobie nieraz:
— Rzeczywiście, my nie jesteśmy wcale, ale to wcale dziwakami.
Był wszakże między nimi człowiek jeden, który okazywał pewną skłonność do oryginalności, i jakkolwiek niczem dotychczas się nie odznaczał, pozwalał zawsze spodziewać się w przyszłości czegoś tak nadzwyczajnego, coby choć w części usprawiedliwiło nazwę przyjętą przez klub; lecz niestety zmarł on właśnie.
Czego jednak William I. Hipperbone nie zdążył zrobić życia, dopełnił, przyznać to trzeba, w znacznej mierze po swej śmierci, gdy zgodnie z wyraźnie wypisaną ostatnią jego wolą, ceremonia jego pogrzebu odbyła się, jak to widzieliśmy, z nieprzyjętemi dotychczas nigdzie cechami ogólnej radości.
Gdy nić jego życia przecięła złośliwa Parka, William I. Hipperbone dochodził zaledwie lat pięćdziesięciu. W wieku tym, był on jeszcze bardzo przystojnym, wysokiego wzrostu, silnie
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/23
Ta strona została przepisana.
— 17 —