Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/230

Ta strona została przepisana.
— 218 —

Przybyły wreszcie lekarz, po zwykłym badaniu przepisał różne proszki, mikstury i herbatki.
— Jakże pan konsyliarz znajduje stan chorej? —zapytała Jowita, drżąc z obawy usłyszenia niepomyślnej odpowiedzi.
— Dotychczas niema nic groźnego i byle nie zaszły jakie komplikacye...
— A czy są one możliwe?...
— Nie, jeśli chorobę opanujemy w samym jej początku, tak, jeśli mimo naszych starań zdoła się rozwinąć... — brzmiała tajemnicza odpowiedź Eskulapa.
— Ale pan może określić stan obecny?
— O najdokładniej.
— Więc cóż to jest właściwie?
— Do tej pory zapalenie gardła i zajęcie oskrzeli, ale...
— Ale?... — dopytuje panna Foley, coraz więcej zaniepokojona urywkowemi zdaniami doktora.
— Ale bywają wypadki... Tak jest... może przyjść zapalenie płuc, a wtenczas rozumie pani, mielibyśmy chorobę bardzo poważną. Proszę więc ściśle wypełniać moje przepisy, do których zalecam jeszcze bezwzględny spokój.
— O Boże zlituj się nad nami — westchnęła Jowita, zamknąwszy drzwi za odchodzącym lekarzem, który spieszył do swego samochodu,