Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/238

Ta strona została przepisana.
— 226 —

rza, który znalazłszy swą pacyentkę znacznie lepiej, usunął wszelkie obawy.
— A kiedy doktór wstać jej pozwoli? —zapytała panna Foley.
— Nie wcześniej jak za tydzień.
— Dopiero!...
— Tak, i to pod warunkiem, że unikać będzie przeciągów, gwałtownej zmiany powietrza, wilgoci i t, p.
— Ośm dni — powtarzała w myśli Jowita — ośm długich dni; i kto wie czy jeszcze zaraz potem wyjechać będzie mogła... Ale co tam! ja wierzę, że i tak mimo wszystkich przeciwności, nie kto inny tylko ona wygra...
Z nadejściem wieczora chora czuła się znowu trochę gorzej i poczciwa jej przyjaciółka czuwała noc całą u jej wezgłowia; ale choć już zmęczona, za nic w świecie nie byłaby ustąpiła swego miejsca nikomu, i powiedzmy szczerze, czy znalazłaby też kogo troskliwszego i więcej wyrozumiałego od siebie.
Już ranne słońce jaśniało godzin parę nad ziemią, gdy Jowita przypomniała sobie, że to właśnie dziewiąty maja i rejent Tornbrock przystąpi niezadługo do ceremonii rzucenia kości dla piątej partnerki. O, gdyby mogła być temu obecną w sali Auditoryum... Ale opuścić chorą, zostawić ją samą... nigdy!...
Właśnie biedna jej główka pełna była