Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/24

Ta strona została przepisana.
— 18 —

zbudowanym mężczyzną, a choć nieco sztywny w ruchach, odznaczał się wszakże pewną elegancyą i, że tak powiemy, szlachetnością.
Ciemno-szatyn, włosy zwykł był nosić krótko przycięte w nieco rudawym zaroście brody, rozdzielonym w pośrodku, jaśniała już tu i owdzie srebrna nitka, a z pod silnie zarysowanej linii brwi, spoglądały ciemno-niebieskie oczy, bystre i intelligentne, kąciki zaś cienkich, zaciśniętych ust, podnosił charakterystyczny wyraz złośliwości czy pogardy.
Piękny ten typ Amerykanina północy cieszył się zdrowiem iście żelaznem. Nigdy dentysta miał do czynienia z jego zębami, białymi jak kość słoniowa, nigdy doktór nie badał jego pulsu lub języka, nie ostukiwał płuc, nie nadsłuchiwał uderzeń serca i termometrem nie mierzył temperatury ciała, nie dlatego bynajmniej, aby w Chicago brakło uznanej sławy doktorów lub dentystów, ale, że wprost nie przedstawiała się ku temu żadna potrzeba.
Słusznie też sądzić było można, że żadna siła, chociażby stu doktorów razem, nie zdołałałaby go wyprawić z tego świata na tamten. A przecież jego to właśnie wóz pogrzebowy stał teraz przed bramą cmentarza Oakswoods.
Dla dopełnienia podanego portretu zewnętrznego, winniśmy jeszcze skreślić w kilku słowach naturę moralną tej ciekawej osobistości. William I. Hypperbone był więc tem-