ki dawnych dziewiczych lasów, które swego czasu pokrywały kraj cały. Są tam też źródła naftowe, bogatsze od wirginijskich.
— Więc to do Milwaukee mamy jechać? — zapytała Polka.
— Tak, tak, do stolicy Stanu, do Milwaukee. A wiesz, co ta nazwa znaczy w języku indyjskim? Nie? Więc ci powiem. Znaczy: Piękny kraj. O, wyobrażam sobie, jakie to musi być ładne miasto z cienistemi alejami wzdłuż szerokich, widnych ulic. A jakie wspaniałe zdobią je gmachy, wszystkie z białej, jak mleko cegły. Dlatego ma też jeszcze drugą nazwę, no, zgadnij jaką?
— Nie wiem, Jowito.
— Nazywają je Cream City; ha, ha, ha! Miasto śmietankowe. Aż ochota bierze umaczać w niem bułeczkę!...
Oddawszy w ten sposób możliwe pochwały rzeczywiście pięknemu Milwaukee, którego dwakroć sto tysięczną ludność zasilają w znacznej części wychodźcy niemieccy, dlaczego je również Atenami germańsko-amerykańskiemi zowią — powędrowała Jowita, oczywiście w swej wyobraźni tylko, gdy w rzeczywistości nie mogła, do innych miast tego Stanu. Była więc w Madison, drugiej niejako stolicy pobudowanem na przesmyku między jeziorami Mendota i Monona, zajechała do Fond-du-Lac, nad brzegiem rzeki Renard, na gruncie podziurawio-
Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/254
Ta strona została przepisana.
— 242 —