Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/256

Ta strona została przepisana.
— 244 —

że ma tylko polecenie wysyłania telegramów pod tym inicyałem do miejscowości, w których mu je odbierać los przeznaczy.
Wpadano nawet na domysł, iż jest nim który z członków „Klubu Dziwaków“, posądzano przedewszystkiem samego prezesa Higginbothama, ale on zaprzeczył temu stanowczo.
Ostatecznie spodziewano się jeszcze, że „człowiek z maską“, tak bowiem za kimś dowcipnym nazywano teraz osobistość X. K. Z. — odpowie przynajmniej na wezwanie w sali Auditoryum. Nic z tego. Z maską czy bez niej, nikt się nie przedstawił, gdy rejent Tornbrock rzuciwszy kości, obwieścił wszystkim obecnym:
— Sześć i trzy: dziewięć. Stan Wisconsin.
Szczególne zdarzenie. Tę samą liczbę w tychże samych warunkach otrzymała już Helena Nałęcz. Przedstawiała się więc okoliczność przewidziana zasadami gry, a obowiązująca pierwszego partnera, aby opuścił daną miejscowość zanim przybędzie partner następny. W razie zaś przeciwnym, zmuszony byłby wrócić na dawne swe miejsce, co równałoby się dla Heleny Nałęczówny, rozpoczęciu gry na nowo.
— Co za fatalizm ta choroba — myśli Jowita z niewysłowioną przykrością. — Nie módz ruszyć się z miejsca, gdy tak ważne zależą od